Coraz bliżej do daty naszego lotu , pora więc wracać do Bangkoku. Dzień od samego rana zaczyna się pechowo , zrywamy się po piątej , bo o szóstej ma po nas podjechać minibus , załatwiony przez recepcje ,którym mamy dotrzeć do granicy z Tajlandią. Czekamy 10,20 minut , nic , okazuję się ,że nasz kierowca chyba zaspał i dociera po nas dopiero ok siódmej. Minibusik , okazuje się bardzo wysłużoną toyotą , kierowca zaś mistrzem kierownicy. Najpierw , jedzie sobie tu i tam , załatwiając różne sprawy , później jedzie tak , że tętno nam wzrasta do 160 , a nogi mało co nie wypchną blach , bo instynktownie hamujemy za niego. Jedziemy , powoli przyzwyczajając się do szalonego stylu jazdy ,nawet pojawiające się olbrzymie dziury i wąskość trasy nie przeszkadza naszemu kierowcy wymijać wszystkich i wszystkiego. Ostatnie 50 kilometrów drogi pnie się serpentynami przez góry , trasa przyklejona do zboczy , jest niezwykła malownicza , ale też trudno nazwać ją drogą , resztki asfaltu i gigantyczne dziury , niezwykłe jest to , że ruch odbywa się każdego dnia w inną stronę , dziś można jechać w stronę Myadawi. Czytaj dalej
Monthly Archives: Marzec 2015
Klapki Mariana, czyli w drodze do Myawadi
Hpa An Jaskinie i Skutery
Po korekcie planów , zostajemy na cały dzień w Hpa An , wypożyczamy sobie skutery, i korzystając z otrzymanej na recepcji mapki , ruszamy wokół miasta. Słynie ono z wielu pięknych wydrążonych w skałach olbrzymich jaskiń. Zanim jednak ruszymy ,musimy zatankować nasze rumaki , co okazuje się zadaniem niełatwym , bo wskazana przez naszą recepcjonistkę stacja , znajduję się na zapleczu starego domu , trudno więc ją znaleźć , benzynę leją nam z konewki , cóż co kraj to obyczaj. Jedziemy , po drodze mijając oczywiście ze trzy w miarę normalne stacje . Najpierw odwiedzamy Kyat Ka Lat , malowniczo położona na maleńkiej wysepce na jeziorze , urzeka prostotą, do wyspy prowadzi drewniany pomost , jest trochę ludzi. Kolejny raz możemy się poczuć jak gwiazdy telewizyjne, co chwilę jesteśmy proszę o pozowanie do zdjęć, robiąc chyba za główną atrakcje pagody. Kolej na szczyt Zwe Ka Bin , szybko zniechęcamy się wizją dwugodzinnej wspinaczki , dodatkowo , Jacek „łapie gumę”, w stopę wbija mu się zardzewiała pineska , chyba nie musiał się tak poświęcać , żeby Marek odpuścił nam wspinaczkę . Czytaj dalej
Burima… burima…burima…
Ciężko pozbierać się tak wcześnie rano , ale nikt nie obiecywał , że będzie łatwo. Już o 5.30 jesteśmy na głównym dworcu kolejowym stolicy . Przy zakupie biletów mały szok , za 6 biletów płacimy 3600 kyat (coś ok 3,5$) klasa wybrana przez Marka , to ordinary , czyli podstawowa , bo ma być przecież przygoda . Drugi szok , tragarze dworcowi chcą za swoją wymuszoną zresztą usługę , równowartość naszych biletów , po gorącej dyskusji kończy się na dolarze. Szósta na zegarze , gwizdki , machanie chorągiewkami i ruszamy powoli , dostojnie , jak żółw ociężale… .Siedzimy na drewnianych ławeczkach , klima nastawiona na full , czyli wszystkie okna otwarte na maksa , co chwilę podskakujemy 20 cm do góry i 20 cm w bok , trzęsie niemiłosiernie , jak gdyby każdy wagon jechał innym torem. Mijamy stare , zapuszczone blokowiska , wzdłuż torów mnóstwo drewnianych „chatek”, góry śmieci. Wyjeżdżamy poza Yongun , wokół tereny rolnicze spalone gorącym słońcem pola , gdzie nie gdzie tylko zielone pola ryżowe , widocznie udaje się je nawadniać z jakiegoś źródła , na polach trwają intensywne prace , widać dużo wozów zaprzęgniętych w woły. Po dwóch godzinach , jesteśmy w Bago. Robimy tu kilku godzinną przerwę na zwiedzanie … oczywiście kolejnych pagód. Jednak główny nasz cel to klasztor , gdzie o 11 rano , każdego dnia do wspólnego śniadania zasiada 400 mnichów. Czytaj dalej
Z Wizytą w Stolicy
Kilka dni spędzonych nad morzem minęło szybko ,dla porządku trzeba tylko odnotować , że Beatę i Jacka chciały zjeść szczury , a dokładniej ich plecaki , gdzie nieopatrznie pozostawili nasze żelazne zapasy żywności , zapasy trafiły do kosza , a w plecakach pojawiło się kilka dziur , teraz już mają swoją historię. W środę popołudniu wyruszamy autobusikiem do Pethein , przerzucają nas szybko i późnym wieczorem trafiamy do Agga Youth Hotel w Yongun . Nasz hotelik położony jest na skraju chińskiej dzielnicy . Gęsta , kilkupiętrowa zabudowa , pomiędzy przecznicami ulic piętrzą się stosy śmieci, kolejne uliczki mają swoja specjalizacje , są więc owocowe , tekstylne , żelazne , barowe , fryzjerskie itd. Wszędzie tłoczą się ludzie , jest ich tu ponoć ponad 5 milionów , odrapane fasady , rozlatujące się tynki , dziury w chodnikach , w które można schować się z przysłowiową głową i zalegające wszędzie stosy śmieci , dużo wałęsających się bezdomnych psów. W powietrzu zaś mieszają się zapachy , różne , czasami po prostu nos urywa. Czytaj dalej
W Stronę Morza
Noc minęła szybko, jedziemy dość komfortowym autobusem, trzy siedzenia w rzędzie, prawie kładzione fotele, o 6 rano docieramy do byłej stolicy Myanmar. Dworzec Aung Mingalar położony jest na obrzeżach Yangun . Łapiemy więc ,po krótkich negocjacjach taksówki ,by dotrzeć do dworca HlaingThar Yar, z którego wyruszają autobusy na wybrzeże, taksówki gubią się ,przeżywamy chwile niepokoju, szczęśliwie znów jesteśmy w komplecie i szybko przerzucamy plecaki do autobusu i jedziemy sześć godzin, tym razem nie jest za komfortowo, siedzimy na końcu, gorąco silnika gotuje nam prawie (tym co mają) jajka. Kilometr ciągnie się za kilometrem, droga -choć trudno to coś do końca tak określić, wije się poprzez spalone słońcem pustkowia. Kręci serpentynami przez nagle wyrosłe wzgórza. Czytaj dalej
Magiczne Jezioro
Jezioro Inle , to drugie pod względem wielkości jezioro Mjanma,,ma 22 km długości,11 szerokości,jest bardzo płytkie, ze wszystkich stron otoczone górami,położenie na ok 800 mnpm , sprawia że noce i poranki mogą tu być zimne,wokół jeziora i na jeziorze mieszka ok 70 tysięcy ludzi. Rano Aye Ko wraz z wujem, czekają na nas przy hotelowym pomoście. Słońce dopiero wstaje, chłód poranka i pęd powietrza sprawia , że opatulamy się w koce znajdujące się na łódce. Na wodach kanału trwa już duży ruch, mało jest jeszcze tylko łodzi z turystami. Kończy się kilkukilometrowy kanał prowadzący do jeziora i dopływamy do tradycyjnie ubranych rybaków-artystów ,którzy pozują turystom do zdjęć. Jesteśmy sami więc starają się nas zaciekawić, pokazują złowione ryby, kosze –saki, kilka ostatnich zdjęć i płyniemy w stronę miejscowości Kaung Daing. Czytaj dalej
Inle Lake łodzią i rowerem
Rano! Pakujemy się do pickupa ,plecaki na dach .Objeżdżamy teren Bagan zbierając kolejnych turystów podobnie jak my ruszających w stronę jeziora Inle. Robi się cokolwiek ciasno więc kulimy się starając zająć jak najmniej miejsca. W końcu po godzinie docieramy do dworca ,przepakowujemy się . Autobus warcząc i sapiąć cierpliwie pnie się przez serpentyny dróg. Po ośmiu godzinach docieramy do Nyaungshwe. Miasteczko połączone kanałem z Inle jest główną bazą wypadową nad jezioro. Zakwaterowujemy się w hoteliku Quinn Inn ,przy samym kanale. Mnóstwo długich łódek ,długie promienie zachodzącego słońca, widok niczym w Wenecji. Czytaj dalej
Bagan… kraina pagód
Po pięciu godzinach jazdy autobusem, docieramy do miejsca magicznego. Miejsca , które jest pierwszym obowiązkowym punktem nawet najkrótszej wizyty w Birmie. Na rozległej równinie Irawadi pomiędzy XI-XIII powstało ok. 12 tys. świątyń. Historia świątyń związana jest z królem Anawrahta. Zbudowane z drewna, piaskowca i cegły głosiły chwałę nowo przyjętej religii- buddyzmu. Do naszych czasów dotrwało ok. 2,5 tysiąca tych stworzonych przede wszystkim z cegieł. Zlokalizowane na ok. 40 km kwadratowych sprawiają niesamowite wrażenie. Wyobrażcie sobie ,że zgromadzono w jednym miejscu kościoły i kapliczki z połowy Polski. Czytaj dalej
Mandalay i cztery stolice
Birma a może Myanmar, bo taka nazwa też występuje , jeszcze kilka lat temu był dla nas egzotycznym marzeniem a teraz stoimy w kolejce do odprawy w Mandalay . Po przejściu kilku punktów kontrolnych stoimy na birmańskiej ziemi . Birma jeszcze rok temu była dostępna tylko drogą lotniczą a dzisiaj można też pokonać granicę lądem i to w czterech miejscach. Zmiany w Birmie zachodzą tak szybko , że jest to widoczne na każdym kroku , czy to dobre ??? Zachodnia cywilizacja wkracza milowymi krokami niosąc ze sobą dużo dobra ale też i zła któremu ciężko będzie się oprzeć ludziom , którzy mają inne priorytety , uczucia i oczekiwania. Moim zdaniem jest to nieuniknione a historia oceni to za jakiś czas. To by było na tyle co do birmańskiej teraźniejszości a może już przeszłości. Wracając do nas to po wyjściu z lotniska kierujemy się do hotelu, który wyjątkowo wcześniej zarezerwowaliśmy. Czytaj dalej
Kolejna przygoda rozpoczęta !!!
Nasza podróż zaczęła się jak zwykle od dotarcia do lotniska w Berlinie . Nasz wysłużony bus szczęśliwie dowozi nas na parking nieopodal lotniska ,plecaki na plecy i już czekamy w kolejce do odprawy. Lot mamy do Bangkoku z międzylądowaniem w Abu Dabi . Wszystko przebiega bardzo sprawnie, jesteśmy na miejscu , kolejna wiza w paszportach i po chwili mkniemy taksówkami na Khao San . Pani w recepcji hotelu D&D rozpaczliwie wolno wprowadza nasze dane , za nic mając nasze błagalne miny, zmęczenie. Upalne powietrze wysysa z nas resztki sił, pomimo że jest 20-sta a termometry wskazują 32 stopnie. Czytaj dalej
Najnowsze komentarze