Po pięciu godzinach jazdy autobusem, docieramy do miejsca magicznego. Miejsca , które jest pierwszym obowiązkowym punktem nawet najkrótszej wizyty w Birmie. Na rozległej równinie Irawadi pomiędzy XI-XIII powstało ok. 12 tys. świątyń. Historia świątyń związana jest z królem Anawrahta. Zbudowane z drewna, piaskowca i cegły głosiły chwałę nowo przyjętej religii- buddyzmu. Do naszych czasów dotrwało ok. 2,5 tysiąca tych stworzonych przede wszystkim z cegieł. Zlokalizowane na ok. 40 km kwadratowych sprawiają niesamowite wrażenie. Wyobrażcie sobie ,że zgromadzono w jednym miejscu kościoły i kapliczki z połowy Polski. Wysiadamy na dworcu w Nyaung U i wozami ciągniętymi przez konie , pełniącymi tu role taksówek docieramy do naszego hotelu Golden Large POT. Fasada nie zachwyca ,ale pokoje całkiem przyjemne. Wypożyczamy rowery elektryczne, które obok rowerów są tu najbardziej popularnym środkiem transportu dla turystów i po krótkim instruktażu pędzimy już do pierwszej ze świątyń Shwezigon. Doskonała w proporcjach stupa, niesamowicie złota.. piękna ….tylko gorąc posadzek sprawia , że przemykamy wokół omijając ciemne kamienie i szybko przebierając nogami. Wracamy do pokoi dalsze zwiedzanie planując na popołudnie. Słońce litościwie mniej pali, chociaż wrażenie i tak jakby ktoś wsadził nas do duchówki. Ruszamy w stronę Buledi. Stupy bardzo popularnej do obserwacji zachodów słońca. Bo to wschody i zachody słońca tworzą na tej równinie niesamowite spektakle, gdy zacierają się kształty a długie popołdniowe promienie słońca wydobywają półcienie , które przenoszą nas w magiczny świat, zacierając odległości i czas. Wdrapujemy się na świątynie i zajmujemy miejsca. Przybywa coraz więcej osób , rozpoczyna się spektakl……Niektóre ze świątyń są nocą oświetlone jedną z nich obieramy za cel i szutorową dróżką próbujemy dotrzeć do niej. Niestety Waldek łapie gumę i musimy wracać, miejscowi pomagają nam zawiadomić hotel z którego wypożyczyliśmy motorowerki o naszym kłopocie. My w międzyczasie próbujmy soku wyciskanego z trzciny cukrowej i obserwujemy punkt sprzedaży betelu, używki bardzo popularnej w Birmie powszechnie używanej przez miejscowych. Betel to roślina z rodziny pieprzowych, o zielonych sercowych liściach, właśnie je smaruje się mlekiem wapiennym i dla smaku przekłada areką , czasem dodaje tytoń, odrobinę soku z limonki , zwija w kwadracik i do buzi. Żucie powoduje wydzielanie się substancji rozgrzewających i wzmagających plucie, dlatego często na ulicach widać czerwone plamy, skutkiem ubocznym są czerwone zęby wielu birmańczyków. Koło naprawione , jeszcze raz jedziemy do Shwezigon, którą oglądaliśmy w południe, teraz cudnie podświetlona, zdaje się nam zupełnie inna ,niespiesznie obchodzimy teren świątyni ,wzbudzając często zainteresowanie miejscowych , zwłaszcza Beata i Kamila swoimi barwnymi fryzurami fascynują miejscowe dziewczyny, które proszą o wspólne fotografie. Pech nas nie opuszcza i tym razem Jacek łapie kapcia, szczęśliwie obok miejscowej knajpki, gdzie czekając na (chyba trochę wkurzoną)pomoc jemy fajną kolacje ,wracamy zmęczeni ,oczarowani Bagan . Co niektórzy wstają jeszcze przed świtem ,by zdążyć na wschód słońca, i zobaczyć szybujące nad świątyniami balony, fajna atrakcja , ale bardzo kosztowna 300$ od osoby , reszta wstaje też dość wcześnie chcemy wykorzystać „chłód ”poranka . Zanim jednak wyruszymy na zwiedzanie terenu Bagan , ruszmy na miejscowy rynek, który zaskakuje nas swoim ogromem. Jak zawsze w tych miejscach jest niesamowicie kolorowo i prawdziwie, piętrzą się stosy owoców i warzyw. Przenikają zapachy suszonych ryb ,egzotycznych przypraw , zewsząd uśmiechają się do nas umalowane twarze sprzedawczyń przekąsek, które swoje kramiki noszą na głowie.
Jedziemy naszymi motororowerkami, niczym gang dzikich wieprzy. Po drodzę mijając dziesiątki małych i dużych pagód, jedziemy trochę mniej popularnym szlakiem. Przy pierwszej ze zwiedzanych świątyń, niezwykle miły pan zagadnięty przez Marka tłumaczy nam zasady gry w lokalną odmianę bilarda. Na drewnianym stole wielkości metr na metr znajduje się 16 krążków, używając dużego kapsla przeciwnicy próbują wbić krążki do znajdujących się w rogach otworów, próbujemy i my i jest dużo fajnej zabawy. Zwiedzamy Iza gaw da, cudną małą świątynie, jedziemy dalej podziwiając kolejne i kolejne i kolejne …Trafiamy do wioski Min nan thu, mając za przewodnika poznaną na drodzę 12 letnią Julien. Mała zna 5 języków i oprowadza turystów po swojej miejscowości, niezwykły dzieciak, wróżymy jej szybką karierę. Opowiada nam o życiu codziennym rolników, wyjaśnia przeznaczenie sprzętów, maluje dziewczynom piękne wzory na policzkach thanaką, czyli sproszkowaną korą drzewa o tej samej nazwie. Palimy lokalne cygara, chyba nie szkodzą bo instruktażu udziela nam paląca olbrzymią faje 89 staruszka. Jedziemy dalej pylistą ścieszką, kurz i upał niesamowity, chowamy się we wnętrzu Sula mani phato, olbrzymia pagoda ,niesamowicie malownicza niczym ogromny zamek. Wędrujemy wewnętrznymi korytarzami podziwiając kunszt dawnych budowniczych. Pan od obrazków piaskowych, okazuje się ekspertem monetarnym i próbuje dokonać z nami małej wymiany, jest dużo śmiechu bo ekspertami okazują się prawie wszyscy handlarze. Robimy już prawie zwyczajową popołudniową przerwę i ponownie zwiedzamy.
Rozpoczynamy od wspaniałej Ananda phato, później wdrapujemy się na Shwe san daw, by jeszcze raz podziwiać zachód słońca, chwytając ostatki dnia docieramy do wioski Myinkaba, której większość mieszkańców zajmuje się produkcją naczyń z czarnej laki. My wzmocnieni obiadokolacją składamy wizytę trzem ogromnym siedzącym Buddom upchniętym dosłownie w świątyni, leżący chyba 18 metrowy Budda cierpliwie i wyrozumiale pozuje z nami do wspólnego zdjęcia. Na resztkach baterii a niektórzy nawet na resztkach własnych nóg docieramy do naszego hotelu. To był fajny dzień.
Super – klimaty, zdjęcia, przygoda..
Bawcie się świetnie, zwiedzajcie ile tylko dacie radę!!
Do pełni szczęścia tylko lepszego łącza brakuje 😉
Pozdrawiamy
Witam i pozdrawiam szystkich serdecznie ( choc osobiscie poznalam tylko Beatke I Jacka w tym roku w Egipcie). Mialam okazje troche posluchac o waszych wspanialych przygodach, ktore uwazam za fascynujace. Willie dzieki kochani za tego bloga. Jest naprawde swietny i dzieki wam moje wakacje znacznie sie wydluzyly 🙂 a to za sprawa swietnej lektury I fantazji. Przeczytalam wszystko I z niecierpliwoscia czekalam na marzec I kolejna przygode. Super zdjecia I czekamy na wiecej. Bawcie sie dobrze. Monika ,mam nadzieje ze Beatka I Jacek wiedza jaka. Zuza mimo ze zostalas ciebie rowniez sciskam cieplutko
ရိုသေစွာနှုတ်ဆက်ခြင်းကိုသောက်ဘီယာ po birmańsku a co zna się te języki 🙂
Kochani, u nas dzisiaj zaćmienie słońca było, wysłałem naczelnemu zdjęcia na FB. Jak poprosicie to na pewno wam pokaże:)
Pozdrawiam Was wszystkich i czekam na kolejną część relacji.
ไวน์ทักทายเครื่องดื่มที่รักและมีความสุข
Tyle tych pagód tam zwiedzicie że zastanawiam się kiedy przejdziecie na buddyzm 🙂 Super zdjęcia i wpis. Pozdrowienia dla wszystkich!!! 🙂 udanej przygody 🙂
Cześć kochani!!!
na początku serdecznie pozdrawiam i ściskam każdego z osobna 🙂
U nas piękna pogoda,świeci słoneczko , wiatru prawie zero , po prostu wiosna!!! aż chce się żyć.Za wpisy i zdjęcia duży szacun + duża wódeczka jak przyjedziecie do kraju a co tam trzeba się napić z podróżnikami :).
Marek jak zawsze przygotował się perfekcyjnie do wyprawy,duży szacun Mareczku,dziewczyny uśmiechnięte a to znaczy wyprawa udana , ciekawe co Marek szykuje na jesień?na pewno ma jakiś plan….
Kochani jeszcze raz serdecznie pozdrawiam,buziaki i czekamy na WIĘCEJ!!!! papatki i Wasze zdrowie
Widok podobny do zdjęcia głównego z tego wpisu napotkałem kiedyś podczas niedalekiej podróży do Podczela. To właśnie wchodząc do tamtejszego lasu ukazały mi się w podobnej ilości OPIEŃKI!
Piękny wpis, aż się czuje klimat Waszej podróży! 🙂