Nasi gospodarze pomagają nam zorganizować transport do Trinidad. Jedziemy prywatnym colectiwos, do ,którego dorzucają nam jeszcze dziewczynę z Jordanii z kolegą, droga w większości biegnie dwupasmową autostradą ,przypominającą do złudzenia naszą starą gierkówkę ,szybko i sprawnie docieramy po kilku godzinach do Trinidadu. To najbardziej popularne, pomijając Havanę kubańskie miasteczko. Założone w 1514 roku jako jedna z siedmiu villas, swój rozwój zawdzięcza trzcinie cukrowej i handlowi niewolnikami. Wraz z upadkiem opłacalności upraw, na wiele lat pogrążyło się w niebycie, dzisiaj ten właśnie fakt ,zachowania prawie kompletnej dziewiętnastowiecznej kolonialnej zabudowy i atmosfery, jest jego największym atutem. Docieramy pod wskazany adres ,są małe problemy, więc ostatecznie lokujemy się w innym miejscu w dwóch casach ,standard naszych pokoi mocno odbiega od siebie, ale jest znośnie ,sama natomiast lokalizacja z perspektywy czasu okazuje się fantastyczna. Mieszkamy mocno z boku szlaków turystycznych w mocno tubylczej dzielnicy, przy Plaza Santa Ana i po kilku dniach wszyscy machają już do nas przyjaźnie. Ruszamy na rozpoznanie miasteczka, niska zabudowa, wzdłuż ulic, ładne klimatyczne domy z pięknymi kolorowymi pastelowymi fasadami często z dużymi wewnętrznymi dziedzińcami. Ulice zbiegają się na kilku placach ,pośród których króluje ten najważniejszy Plaza Mayor. Ponad place dzwigają się wieże kilku kościołów, klimatycznie. Oczywiście jak wszędzie na świecie w takich miejscach(nawet na Kubie),kuszą liczne knajpki i restauracje, niektóre naprawdę bonita (ładne) z niesamowitym autetycznym wyposażeniem, przypominającym ,że te piękne pałace sto lat temu należały do bogatych rodzin kreolskich. Przy bliższym poznaniu okazuje się ,że nie wiele jest autentycznego klimatu w tym stworzonym na potrzeby turystów świecie. Wracamy więc do „naszej trzynastej dzielnicy”i szczęśliwie zdążamy jeszcze na organizowaną w starym więzieniu lokalną zabawę ,z lokalnymi muzykami, zabawę ,której stajemy się jedną z atrakcji. Obraz kubanek mocno balansujacych pupami w rytm gorącego granego przez kapelę kawałka na długo pozostanie nam w pamięci. Mocno proszeni do tańca przez miejscowych ,pląsając w rytm salsy, popijając blanca rum Havana Club, chłoniemy te niepowtarzalne chwile. Koniec zabawy ,więc nagle dziedziniec więzienny pustoszeje, jutro poniedziałek więc trzeba wstać do pracy-..nas to na szczęście nie dotyczy. Rano łapiemy wiekową taksówkę i ruszamy na oddaloną o kilka kilometrów plażę. Marek i Waldek penetrują podwodny świat wyspy, reszta korzysta ze słońca. Wieczorem ,życie weryfikuje trochę nasze plany dotyczące następnego dnia i w podróż pociągiem po plantacjach trzciny cukrowej rusza tylko czwórka z nas. Kamila i Marek mocno chorują , wysoka gorączka ,bóle brzucha itd.,itp. Po zużyciu dwóch rolek papieru ,jest nieco lepiej. Następny dzień poświęcamy jeszcze na zwiedzanie okolicy, cztery dni w Trinidad to naprawdę dużo, żegnani gorącą przez naszych serdecznych gospodarzy ,ruszamy porannym autobusem Viazul, w kierunku białych plaż Varadero.
Uchwycone w obiektywie
Cześć kochani,pozdrowienia dla całej ekipy z ciepłego Kołobrzegu ,,pogoda zajebista 12-15 stopni,dobrze że już jesteście w świecie internetu 🙂 U nas wszystko ok,mamy nowy rząd , jest Macierewicz,Ziobro Kamiński….będzie wesoło chyba trzeba spadać z tego kraju.Od piątku zarezerwowałem Wam Ciechocinek-wątroba gratis , cygara mile widziane .Co tam słychać u Castro?
po wpisach widać że chorujecie dzieciaki,to co Wy tam pijecie?chyba walicie jakieś podróby , trzeba zainwestować parę dolców w dobrą,sparwdzoną odtrutkę .
SPORT-Lewy strzela dalej,Szczęsny wpuszcza.Milik asysta , ,Krychowiak zajebisty – wygrali 3-2 z Realem , ogólnie ok ,czekamy na Was jeszcze raz pozdrowionka,papatki i do szybkiego zobaczenia
Ewcia,Pati , Bodzio i Drago hau,hau