No i znowu jedziemy po przygodę , taką której nie odda żadna książka ani najlepszy nawet film. Przygodę ,która powoduje czasem szybsze bicie naszych serc, wyzwala zachwyt nad różnorodnością i pięknem świata, powala nam pełniej żyć ,przygodę która dopełnia nasze życie, a jej wykładnikiem jest jedno proste słowo …ciekawość. Różnica między ludźmi którzy realizują swoje marzenia , a całą resztą , nie polega tylko na zasobności portfela , jedni przez całe życie czytają o dalekich lądach i śnią o przygodach , a inni pewnego dnia podnoszą wzrok znad książki , wstają z fotela i ruszają na spotkanie swoich marzeń. Marzenia nie maja ceny ale bilety lotnicze owszem , dlatego musimy między podróżami trochę popracować.
Tym razem wybieramy Kubę , jak zwykle ruszamy z Berlina przez Madryt via Santo Domingo .Lądujemy… egzotyka , wieża Babel…i… Czar prysł i stało się to na co już od dłuższego czasu się zanosiło,zaginął nam bagaż ,sztuka jedna,wlaścicielka BARBARA. ,Trzeba przyznać ,że przyjęła to na klatę z wielkim spokojem , jeszcze tliła się nadzieja,że jutro doleci … jednak nie doleciał !!! Beatka i Kamila stanęły na wysokości zadania i z nadwyżek plecakowych ubrały Basię . Resztę postanowiliśmy dokupić , to były szybkie zakupy, w pół godziny kupiła wszystkie potrzebne rzeczy , rekord Guinesa został pobity. Po jedniodniowym postoju żegnamy Dominikanę i kierujemy się na Kubę , na lotnsku podejmujemy jeszcze próbę,odbioru zaginionego bagażu ,niestety samoloty mijają się i możemy tylko pozostawić dyspozycje,że odbierzemy zagubiony plecak po powrocie na Dominikane.Po małych problemach ,typu jedno dodatkowe lądowanie,zaginiony pasażer i dwugodzinne opóźnienie , docieramy szczęśliwie do Hawany .Pozostaje jeszcze tylko przebrnąć przez kubańskie emigration …. Prawie się udało się !!!.Odstawiją nas na bok ,pytania czym się zajmujemy , gdzie pracujemy ,kim jesteśmy i zdziwienie ,że nie mamy rezerwacji hotelu,kończą się szczęśliwie . Nie odesłali nas do domu , udało się , odbieramy bagaż … i po kwadransie sześciu szpiegów siedzi w taksówkach . Havana vieja,czyli stara ,nawet w nocy robi imponujące wrażenie,słabe żółtawe światło latarni ulicznych wydobywa z mroku nocy monumentalne ,zniszczone kamienice i pałace,ubrane w kolumy i łuki,ozdobione kutymi balconami,może właśnie dzięki nocy zachwycają. Pomimo póżnej pory (prawie północ)sporo ludzi na ulicach i placach,po uliczkach cicho przemykają nieoświetlone rowerowe riksze,co rusz slychać posykiwanie rikszarzy ostrzegających pieszych.Przy pomocy naszego taximena,sprawnie znajdujemy casa particulares dla dwóch par, a przy pomocy połowy ulicy ,również Marek i Kamila znajdują pokój dla siebie u sympatycznej rodziny.Spieszymy się bo już po drodzę wabiły nas bary z muzyka na żywo.Pysznie smakuję pierwsze mojito na plaza vieja,a godzinny koncert lokalnego przedstawiciela bohemy muzycznej Havany,który spokojnie mógłby grać z Buana Vista,a który szczęśliwie przysiadł się do naszego stolika,fantastycznie wprowadza w klimat….Guantanamera..ooo..guantanemara…Zamykają ,pora więc wracać,….. to miasto naprawdę żyję,więc po drodzę zwabieni dobrą muzyką lądujemy jeszcze w prywatnej ,bo urządzonej na pierwszym piętrze w mieszkaniu, małej knajpie muzycznej,tzw paladares,chłopaki grają na pół naszej calle(ulicy) Muralla,oj działo się i …nie skończyło się na jednym mojito,z dwie godziny później biedniejsi o kilkadziesiąt cuc-ów(o pieniądzach później) i bogatsi o pudełko cygar,oczywiście specjalnie dla nas przywiezione(a mam wrażenie ,żę i wyprodukowane) i w specjalnej cenie…lądujemy ostatecznie w pokojach.
Havana w dzień
Nasi gospodarze(Kamili i Marka),to Leo i Keit ,on jest lekarzem kardiologiem i pracuje na uczelni ,a ona pielegniarką,aktualnie zajmuje się gośćmi,syn 18 lat,mają dwa pokoje dla gości ,i prowadzę oficjalne casa particulares,czyli takie nasze kwatery prywatne w mieszkaniach,wszystko odbywa się oficjalnie ,zostajemy wpisani do książki meldunkowej. Gospodarze są niezwykle pomocni i sympatyczni .przygotowują dla nas wszystkich śniadanie.i udzielają potrzebnych informacji. Ruszamy w miasto,po przez kolejne place Havany, podziwiając architekturę i fantastyczne stare samochody ,które stały się jedną z głównych atrakcji-symboli stolicy.Oldtaimery robią naprawdę niesamowite wrażenie, jest ich naprawdę pełno, niektóre wspaniale utrzymane,wypielęgnowane zwłaszcza kabriolety służą jako taksówki dla turystów,inne są po prostu używane przez mieszkańców.Zmęczeni słońcem siadamy w jednej z kawiarni przy Plaza de Armas,pani po polsku pyta jakiego piwa byśmy się napili,i tak poznajemy Panią Basię,która mieszzka i pracuje w Havanie od 1979 roku,dzięki niej dowiadujemy się również ,że wybory do sejmu i senatu RP polska ambasada w Havanie przeprowadza już w sobotę,ruszamy więc ulicami Havany,biało-czerwonym zabytkowym kabrioletem,by skorzystać z naszego prawa.Ambasada położona jest w dzielnicy Vedado,to nasza pierwsza wizyta w ambasadzie RP,na całe szczęście nigdy nie było potrzeby,po miłym spotkaniu ,ruszamy przez już nieco mniej rozpalone ulice miasta,zniszczone fasady kamienic,stare samochody,dzieci grające w piłke,puste autentycznie półki sklepów,ludzie wysiadujący na stopniach swoich domostw,korzystający z dającego odetchnąć po upalnym dniu ,popołudniowego chłodu(no możę trochę mnie poniosła fantazja ,jakieś 28 C) .Wracamy,jeszcze wieczorny spacer po nadmorskim deptaku El Malecon,na którym skupia się życie kubańskiej stolicy,setki młodych ludzi spaceruje,muzykuje,bawi się,próbuje zagadywać do licznie spacerujących turystów.Wracamy powoli do Plaza Vieja,obok którego pomieszkujemy,jeszcze piwem zmywamy resztki zmęczenia, jutro ruszamy w kolejne ciekawe miejsce,czeka na Nas kolonialny Trinidad,do Havany jeszcze wrócimy.
No wreszcie napisali. Myslalem ze wy w Guantanamo. Fidel toujour fidel 😗
Hej, nareszcie Was namierzyłem.
Gdybyś Waldziu nie sknerzył na Basi przyodziewek to
Jej bagaż by nie „wcięło”. Masz nauczkę na przyszłość.
Trzymam kciuki za dalsze atrakcje.
Pozdrawiamy Załogę z uroczego Kołobrzegu.
Janek z „Rodziną.”