Zbiórka przed hotelem o 6 rano, pakujemy się w małego busika i wyjeżdżamy w stronę granicy z Tajlandią , zadanie na dziś to pokonać 700 kilometrów dzielących nas od Bangkoku , a właściwie to od Damnoen Saduak, czyli pływającego targu. Droga najpierw całkiem przyzwoita, wkrótce osiąga kambodżański standard , ok 160 kilometrów pokonujemy w 4,5 godziny, przejeżdżając przez T A K I E dziury, że czasem strach się bać , jedziemy w stronę Koh Khong , pokonując góry o jakże pięknie brzmiących nazwach Kardamonowe i Słoniowe , mijając po drodze znaki ostrzegające przed zderzeniem ze …..słoniem. NA granicy jak to na granicy, plecaki na plecy, formalności wyjazdowe, plecaki na plecy – formalności wjazdowe – kontrola bagaży – oj dużo ryzykowali – my sami boimy się do nich zaglądać, jeszcze tylko kilka przekleństw rzuconych w stronę „malarza”, który nie zdając sobie z tego sprawy wymalował dodatkowe wzorki (świeżo malowana ławka) olejnicą na plecakach Kamili i Basi…i jesteśmy w Tajlandii. CIEPŁO, GORĄCO, UPALNIE. Organizujemy busika i … w drogę , bo czas nas goni, docieramy do Tret, pierwszego większego miasta po stronie tajlandzkiej i tu zaczynają się małe czary mary – ma nastąpić zmiana kierowcy , korzystając z okazji pospiesznie wrzucamy cos na ruszt , okazuje się , że musimy jeszcze poczekać – więc biegusiem do wcześniej upatrzonego salonu na masaż stóp. Cos poszło nie tak (może nasz angielski był jakiś taki nie bardzo) ,wymasowali nas całych, co niektórych najpierw rozłożyli , a później złożyli na nowo – ze dwa dni miałem wrażenie , że Waldziu ma głowę nie z tej strony , zajęło im to bagatelka dobrą godzinę , a nasz ” króciutka” przerwa zajęła ze 2,5 godziny , ale co tam. Już bez większych przygód , wykorzystując wszystkie nagromadzone wcześniej zapasy, oraz przerabiając całą listę przebojów docieramy późnym wieczorem do celu.
Hotel , pierwszy do którego dotarliśmy nocą , oferuje wysoki standard (oj drogi jak na tutejsze ceny) więc korzystamy zmywając z siebie trudy podróży , po pysznym śniadaniu , płyniemy wprost z hotelowej przystani na wodny targ, bierzemy dwie wiosłowe łódki i powoli przepływamy kolejne kanały, po drodze mijając…..przede wszystkim umieszczone na niewielkich łódkach stragany z pamiątkami , pływające garkuchnie , zbierających datki i błogosławiących wprost z maleńkich łódeczek mnichów , jest kolorowo , ale brakuje naturalności , a może my po dniach spędzonych w Laosie i Kambodży mamy za duże oczekiwania ? Jeszcze spacer po nabrzeżach , zakupy na licznych straganach i siedzimy w busie do Bangkoku , pętla się zamknęła , wybieramy na sąsiadujące z Khao San uliczce hotel i możemy oddać się naszym ulubionym zajęciom , czyli pat tai , masaż , relax … , a wieczorem ruszamy do królestwa tanich torebek i pięknych kobiet (choć tutaj nigdy nie jesteś tego pewny , może to jednak Ladyboy ???) czyli na ulice Pat Pong , ale to już zupełnie inna historia , krótko -było zaje…fajnie , brawo dla naszych pięknych i mądrych kobiet (to nie manipulacja!!!!) .
Organizator podjął decyzję , że dość tego nic nierobienia , ostatni dzień wykorzystujemy na zwiedzanie Bangkoku , zaczynamy od Wielkiego Pałacu , a właściwie uzupełnienia nieco naszej garderoby , bo nie chcą nas wpuścić , bogatsi o nowe bluzki i spodnie , wchodzimy … i było warto , pięknie odrestaurowany pałac , istne miasto w mieście , kolorowy zawrót głowy , misteria wykonania , bogactwo fresków , zdobień , straszne maszkary , szmaragdowy budda , wdzięczne gruszkowe złote chedi , przepięknie utrzymana zieleń. Wędrujemy po kolejnych salach pałacu królewskiego , podziwiając dawne uzbrojenie , rzecz używane na królewskim dworze , sale tronową .Teraz kolej na Wat Pho , duży kompleks świątynny , pełniący również rolę uniwersytecką , ale 99% procent gości przybywa tu dla leżącego Buddy , jest olbrzymi , ogromny , długi , złoty ,zbudowany z cegieł oblepionych gipsem , ma 45 metrów długości i 15 metrów wysokości , robi wrażenie jakby uwięzionEGO w przymałej świątyni , za postacią Buddy 108 cynowych mis ,można wrzucać drobne monety , by zyskać obietnice pomyślności . Zmęczeni zwiedzaniem , wracamy do centrum , by nacieszyć się jeszcze dekadencką atmosferą miasta .Wieczorem panowie ruszają na stadion Lumpini , na którym co drugi wieczór w najbardziej popularnej w Tajlandii dyscyplinie walczą zawodnicy Muay Thai . Powitalny taniec, modlitwa do pomocnego bóstw i pięciorundowa walka, ataki pięścią , nogą , kolanem ,rzuty , wyskoki, pot i krew, niezwykła sceneria , stara drewniana trybuna , orkiestra grająca na żywo i jakby nadająca rytm walce , szum „żylety” , zakłady , pieniądze przechodzące z rąk do rąk…..radość wygranej. Wracamy bo dzień się kończy , przemykamy tuk-tukiem nocne ulice Bangkoku , jeszcze wydajemy ostatnie pieniądze na masaż…i już witamy następny dzień . Ważny dzień bo wracamy do WAS , bo wszędzie dobrze ALE TO JEDNAK W DOMU NAJLEPIEJ.
Fajnie gdy jest się organizatorem wyjazdu , można na przykład wybrać dzień powrotu , ja wybieram dzień moich urodzin , bo najpiękniejszym dla mnie prezentem jest moja rodzina , więc dzisiaj dostałem piękny prezent wracając do Was , Moja RODZINA, jest dużżżżża , jesteście nią wy wszyscy , jestem bardzo bogatym człowiekiem.
Thailandia czyli po prostu-kraj wolnych ludzi , bo Thai – wolny . Państwo ma olbrzymią spuściznę historyczną i właściwie jako jedyne w regionie zachowało nie zależność przez ostatnie kilka wieków , kraj olbrzymich kontrastów , biedy i bogactwa , gór ,zielonych równin i złotych plaż, chatek krytych liśćmi i wieżowców pnących się chyba prawie do chmur, opleciony siecią niezłych dróg , autostrad , połączeń kolejowych i lotniczych , idealny by wybrać go na pierwszy wyjazd do Azji , nie ma obaw każdy tu sobie poradzi , znajdą was , zaproponują transport , hotel , jedzenie… ruszajcie.
Mieliśmy dużo szczęścia pomimo końcówki pory deszczowej , dosłownie tylko parę razy złapał nas deszcz i jeszcze zawsze w takiej sytuacji , że było ok. Największy koszt to bilet lotniczy , ale można znaleźć naprawdę „tanio” – bo za 2-2,5 tyś zł. ,reszta zależy już tylko od zasobności portfela i fantazji , pokój za 5-10$ ,jedzenie za 2,3$,transport lokalny tani , tylko wymagający czasu i cierpliwości . trzeba się targować, uśmiechać i targować, kurs tuk-tukiem , czy taksówką kosztuje po negocjacjach 3-4 razy mnie , czyli ok.100bath.(10zł./3 osoby) ,jedzenie raczej stałe widoczne ceny w salonach masażu można powalczyć o rabat 10-20%,podobnie w hotelach , polecam Gosthaus SAWEDEE czysto , przyjemnie położony z klimatyzacją bez śniadania 720bath – dwójka (pamiętajcie o odejmowaniu jednego zera i już macie złotówki) .Wejście do Wielkiego Pałacu , zawierające zwiedzanie Wat Phra Kaeo – szmaragdowy Budda , muzeum pałacowego drogie bo 500 bath, (przestrzegajcie zakazu nierobienia zdjęć , strażnicy przeglądają aparaty i telefony-próba może się skończyć nieprzyjemnie o czym przekonał się piszący),l eżący Budda -Wat Pho-100 bat-naprawdę warto . Wejście na trybunę kultowego Stadionu LUPINI -przy ringu 2500bat , dalej 2000b, najgorsze miejsca 1500bath-naprawdę dobrze widać , bo cała arena nie jest wielka .Stadion to tak świątynia narodowego sportu , występ tu to marzenie każdego zawodnika trenującego Muay Tai, zakup pamiątkowej koszulki 300bath, na ulicy ok100bat, śmieszne portki w słonie 150-200bath , kawał schłodzonego ananasa 20 bath , transfer na leżące ok 30 kilometrów od centrum lotnisko to koszt 120 bath/osoba
Tajlandią od dobrych 300 lat włada dynastia Chakri , Bangkok to miasto o najdłuższej oryginalnej nazwie na świecie , pełna nazwa ma cos ze dwieście liter , w języku tajlandzkim – w zależności od tonacji jedno słowo może mieć pięć różnych znaczeń , a zgodnie z miejscowym kalendarzem jest rok 2556 (liczony od domniemanej śmierci Buddy) , to kraj przyjazny , ciekawy do którego na pewno jeszcze wrócę , bo jest dobrym miejscem tranzytowym do całych cudnych Indochin.
Dziękuję wszystkim czytającym ,w szczególności komentującym.
Dziękuję moim towarzyszom podróży , KAMILI , BASI , BEACIE , JACKOWI I WALDKOWI . Nie jest z Wami łatwo , ale bez Was byłoby beznadziejnie
Marek Pescador
Gdzie jest Marek
Droga do granicy z Tajlandią , a my narzekamy na nasze drogi ….
Targ na wodzie , ludzie handlują wszystkim co wejdzie do łódki
W godzinach szczytu ciężko się tutaj przebić
Kamila wybiera spodnie dla Marka , tylko czy rozporek nie za mały
Każdy kupuje to co lubi
Pałac Królewski w Bangkoku oczarowuje nas wspaniałą Tajską architekturą
Dookoła przewijają się barwne postacie z Tajskiej historii
Niektórych można się przestraszyć
Ten na przykład odgryza dłonie niewiernym żonom
Fajnie byłoby mieć taki ogródek koło domu
Wśród różnych postaci jest też ta , czy coś wam przypomina ???
Jak łatwo świat wokół nas może być wesoły i kolorowy , wystarczy trochę wyobraźni
Walki Moay Thai to najpopularniejsza rozrywka tajów
Zwłaszcza że do walki przygrywa kapela , może warto by było przenieść to na nasz grunt , np. na mecze piłkarskie…
Dziękujemy za kolejną przygodę którą udało nam się przeżyć chociaż w małej części razem z Wami. To wszystko dzięki niebanalnemu i ciekawie prowadzonemu blogowi oraz bajecznie kolorowym zdjęciom.
Było super i teraz czekam na kolejny wyjazd 🙂
p.s. Urodzinowo -wszystkiego Najlepszego 🙂
Dorota
Dzięki za świetne prowadzenie blogu. I opisy które są ciekawe i z jajem.
Tekst wciąga tak że nic innego do mnie nie dociera gdy go polykam. Mimo ze jestem kilka tys kilometrow od tych miejsc wspanialych, chwilami czuje się jak bym byl z Wami. Brawo.
Wracajcie do kraju calo i szczęśliwie by jak będzie okazja podzielić się osobiście tą przygoda i doswiadczeniem z wyjazdu.