Z Krainy Nic Nierobienia Do Kambodży

DSC07487Sorry byliśmy w raju a tam nie ma zasięgu ale postaramy się to szybko nadrobić !!!!

Łatwo zarażamy się  senną atmosferą wysepki Don Det  i  rzeczywiście  to działa, wszystko jakby spowalnia, a może sekundy  są dłuższe??Wypożyczamy  rowery i  niespiesznie podążamy w  stronę bliźniaczej wysepki Don Khon.  Wysepki spięte  są wybudowanym jeszcze  przez Francuzów mostem, który powstał w ramach  ambitnego  projektu udrożnienia transportu  Mekongiem. W pierwotnej wersji  most kolejowy, teraz gdy niemym  świadkiem dawnych  czasów pozostały   tylko dwie  zardzewiałe lokomotywki , dawne  torowisko to  lokalna droga  służąca nam  jako  ścieżka rowerowa. Wjeżdżając na  wyspę płacimy 25 000 kip, będących  jednocześnie opłatą za wizytę  w  malowniczych wodospadach Donkhone-Samphamit. Podziwiamy  nie  mniej zjawiskowe kaskady, później  trafiamy na nadmekońską plażę ,co odważniejsi zażywają kąpieli w Mekongu. Trzeba  uważać  na  silne  prądy, które mogą  przyspieszyć naszą podróż w  bezwizowym tranzycie  do  nieodległej Kambodży. Wielką sensacje wywołuje  spotkany w  wodzie  mały wąż, rozglądamy się nerwowo, nie  dotykamy  bo  nie  wiadomo  co  za  cholerstwo. GORĄCO. Wracamy  powoli zwiedzając mocno zaniedbany  miejscowy  wat,  powoli  pedałujemy  poprzez  zielono-żółte pola ryżowe, mijając wylegujące  się  w wodnych sadzawkach,  sielsko woły.  Oddajemy  nasze  rowery i oddajemy  się dalszej  czynności  nic  nierobienia, z letargu  wyrywa  nas  ok.7.00  brak  prądu. Robi się  jeszcze  klimatyczniej… spędzamy  wieczór  w  zaprzyjaźnionej  knajpce przy  świecach,  widać  brak   prądu  nie  jest  przeszkodą, bo  funkcjonuje  tu  wszystko. Próbujemy  mohito bucket  podawanych  w  wiaderku, planujemy następy etap naszej podróży,  podziwiamy sprawną obsługę knajpki ,która w  miskach  zabiera  cała zużytą dziś zastawę pewnie  będą   ją  myli  i  wyparzali w  Mekongu.  Bar  jest  świetnie zorganizowany, zamawiasz i obsługa  idzie  do leżącego  po  drugiej  stronie  ścieżki  sklepu  i zabiera  potrzebne  do  zamówienia  produkty, jest  bardzo  sympatycznie.

Skoro  świt, wstajemy, bo  o  8 odpływa  nasza  łódka do  stałego  lądu, skąd  dalej  mamy  transferować  się  autobusem vipowskim (ważne) do PhonPhen. Przygotowujemy  misterną strategię  opanowania tyłu  pojazdu…my  mamy zająć się  bagażami, dziewczyny powalczyć o miejsca…łódż  dobija  startujemy….. i   na  placu  czekamy  jedną  godzinę  na busa, który  wiezie  nas  na granicę(tak  ze  20  minut), tam, zakładamy  plecaki, 500 metrów  do   granicznych szlabanów. Po  drodze przechodząc badania  lekarskie (pani przykłada  nam  do  szyi  termometr i  na  podstawie  pomiaru  wydaje certyfikat  zdrowia).  Wszyscy  zdrowi…czekamy  godzinę (czytaj  trzy) na  nasz autobus. Okazuje się  nim  stojący   cały  czas  przy  barze  pamiętający    lepsze  czasy pojazd. Startujemy  ostatecznie  ok 12.00  mając  już  za  sobą  przebytych  ok 20 km z  naszej  500 km trasy. Jazda bez  trzymanki…autobus  pokonuje  tak  potężne  wyrwy, że  czasem odrywając się  od   foteli  osiągamy  znany  tylko  nielicznym  stan  nieważkości. Polskie  drogi  są BAAAAARDZO dobre. Autobus  dzielnie  walczy, choć czasem  wydaje  się  nam to niemożliwe, pokonuje kolejne wyrwy ,cały  tył jest  polski, bo  wraz  z  nami jadą Maciek, Piotrek i Kuba nałęczowianie, w  podróży od  kilku  miesięcy, razem  z chłopakami  w  marzeniach  przerabiamy menu baru  z  polskim  jedzeniem pierożki, schabowy, żurek, bigosik, goloneczka w  dobrym  towarzystwie szybko  mija  czas i  chociaż  ten  niemiłosiernie  trzęsący  się  autobus dociera  do  stolicy Kambodży  dopiero ok 22.30(planowo 19.30) nie narzekamy. Szybko znajdujemy  liche  pokoje  w dzielnicy czerwonych  latarni i  jeszcze fundujemy  sobie  nocny  spacer  po Phon Phen, wykończeni  trudami  16  godzinnej  podróży  padamy w objęcia Morfeusza.

DSC05883Z kącika podróżnika

Każdy  ma  własną, najlepszą metodę organizacji swojej  podróży. Ja  stosuję    metodę szybko, wolno, szybko, wolno itd., oszołomić  i  dać  ochłonąć, zamieszkać w  wiejskiej  chacie ,a  później  w  3  gwiazdkowym hotelu, przejechać ciągiem  15 godzin pokonując 500 km, następnego dnia nie  ruszać się z miejsca, sprawdza  się więc na razie  nic  nie  zmieniam.

Gdy  przygotowujesz wyjazd, planujesz  trasę oraz szukasz informacji dowiadując  się  o  miejscach i ludziach ,których  możesz  spotkać w  czasie  podróży, pózniej  ruszasz  i  gdzieś  tam  na  samym  końcu  świata, nazwy  ubierają  się  w kolory , zapachy, smaki , a John , o  którym wcześniej czytałeś okazuje się  starym, łysym Amerykaninem, który  po przyjacielsku  próbuje  Cię wydymać sprzedając bilet  na  dalszą  drogę. Niesamowite uczucie, że ludzie zaznaczając kropkę na  mapie na  drugim  krańcu  swiata, kierując się  marzeniami, mogą tam  dotrzeć. Niesamowite  i  fajne  jest  odkrywanie  wciąż nowych ludzi w trakcie podróży  autobusem z  laotańskiego południa, poznajemy  trzech  młodych nałęczowian(www.bomoge.com),którzy wymyślili  sobie, że dotrą  do  swoich  wysp marzeń, spakowali plecaki  i  wyruszyli w   9 miesięczną podróż  by  dotrzeć do najdalej  oddalonych od  Polski  wysepek, leżących  gdzieś  tam  blisko  Nowej  Zelandii, ale  przecież  wyspy  to  tylko  pretekst, powód by  wyruszyć  w drogę ,by  poznać lepiej  siebie, by  znależć  własną  WYSPĘ, powodzenia Panowie!!!

Na wyspie  Nic Nie Robienia-Don Det, spotykam Litwina, który  zawieruszył  się tu na  rok w  swojej  podróży po Azji. Wysokie  chłopisko, pomaga miejscowym masażystkom dogadywać  się   z  turystami. Chętnie opowiada  o  sobie ,podróżujemy  zbyt  szybko, by można  było wypić  z  kimś  chociaż  wiadro  wódki  i posłuchać  jego  historii. Podczas naszego  krótkiego  pobytu w PhonPhen, poznajemy młodego  Białorusina , Sasza jest menadżerem hotelu Golden Bouth 2, w którym się  zatrzymaliśmy. Młody  chudy  chłopak, koniecznie  chce  z  nami  rozmawiać po  białorusku i  opowiedzieć o  sobie ,o problemach z powodu , których  wyjechał ze  swojego kraju, o tym dlaczego nie lubi Łukaszenki o powodach ,które  sprawiają ,ze postanowił zostać  w  Kambodży i to  miejsce  nazwać  swoim  domem, powoli ,sącząc John Walker rozumiemy  coraz lepiej…..

Kambodża kolejny  kraj regionu, który  współczesna  historia doświadczyła okrutnie, najpierw  uwikłany  w  konflikt  z USA, będący  tak  naprawdę  epizodem  zimnej  wojny, pózniej dotknięty ludobójstwem Czerwonych Khmerów. Można  tylko  podziwiać hart ducha Kambodżan, którzy tak  szybko wydobyli się  z  tego traumatycznego doświadczenia, konflikt wypalał się jeszcze  do  końca lat  90-tych ,a  nigdy  nie  osądzony  Pol Pot, zmarł w  1997 roku gdzieś  w jednej  z ostatnich placówek  reżimu na wschodzie kraju.

Jesteśmy w  końcówce pory  deszczowej, wszędzie  wokół rozlewiska wody, drogi położone na  groblach suche, ale  w  fatalnej kondycji. Pełne  wyrw i świeżo  nasypanej  ziemi. W Kambodży  panuje    król Norodom II I i jest parlament. Stolica  to  chyba  nigdy  nieśpiące PhonPhen, Mekong rozdziela na  prawie  równe połowy ten  niewielki  powierzchniowo kraj(180 tys. km powierzchni) .Około  15 milionowa  populacja  to  niezwykle  pracowici ludzie, ich  energii ,pomysłowość w prowadzeniu  różnorakich maleńkich biznesów  jest  niesamowita, wszędzie  coś  się  dzieje, stolik i  dwa  krzesła  SA  już  barem, wystawiona  na stoliku  maszyna-zakładem krawieckim ,pod  niebo pną się  bambusowe  rusztowaniach, opasujące  nowopowstające budynki, każdy  chce  zarobić dolara, każdy  chcę  dać  sobie  szanse. Pieniądze  to  riel ,1$-4000 rieli, ale  właściwie  wszędzie  można  płacić dolarami, za  zupkę w długo nocą  czynnej garkuchni-1,5 $,piwo – 0,6$,hotel 18 $,tuk –tuk  na  dworzec  autobusowy 1$/osoba, bilet  do  nadmorskiego Sihanouk ville 9$ lokalnym autobusem ,zaglądający mi przez  ramie  młody Khmer podpowiada , że lokalni  płacą 6,za bungalowy  płacimy  15$,za  fantastyczne  jedzenie (głownie  owoce  morza)2,5-3$/porcja, piwo  mniej  niż 1$,przeprawa na  wyspy  10$.

PROŚBA  KOMENTUJCIE  COKOLWIEK, PYTAJCIE, KRYTYKUJCIE ,BĄDŻCIE  Z  NAMI  W  TEJ  PODRÓŻY!!!!

DSC07079

Najlepszy hotel na wyspie Don Det taki tutejszy Hilton

DSC07127

Z hotelowego baru jest wspaniały widon na zachód słońca

DSC07095

Łodzie na tle zchodzącego słońca dopełniają widok

DSC07133

A po zachodzie ruszamy na kolację z grila …. zrobionego z beczki

DSC07145

Wyspy można objechać  mechanicznym słoniem lub rowerami

DSC07162

Wybraliśmy rowery , do pokonania 20 km

DSC07180 DSC07147

Zwierzęta hodowlane  żyją tutaj praktycznie na wolności

DSC07157

Kamila  stwierdziła że najlepszy z grila jest prosiaczek co na to Kubuś

DSC07192

Kolejne kaskady wodne na Mekongu i wspólne foto

DSC07221

Taka flaga musi budzić wspomnienia

DSC07244

Najmodniejszym sportem w Laosie jest gra w piłkę lecz piłki nie można dotykać rękami … może nasza reprezentacja by spróbowała

DSC07263

Marek , Kamila i Ryż

DSC07287

Ten to ma rogi , chyba go mućka zdradza

DSC07312  DSC07313

Granica Laos – Kambodża jak kiedyś u nas w Kołbaskowie

DSC07316

Jeszcze tylko pomiar temperatury….

Categories: Azja - Złoty Trójkąt 2013, Dziennik z wyprawy | 14 Komentarzy

Zobacz wpisy

14 thoughts on “Z Krainy Nic Nierobienia Do Kambodży

  1. Bodzio

    Cześć kochani,dobra koniec tego dobrego,pakować się i do domu,do dzieci i przyjaciół,Ewunia zrobiła przepyszny bigosik,mniam,mniam zapraszamy ,Jasiu się mrozi,będzie fajnie.
    Długo się nie odzywałem, bo miałem zakrapiane odwiedziny szwagra.Przyjechali z Turuncz,hotel,okolica,Rodos wszystko ok,tylko stwierdzili że za dużo jedzenia,faktycznie papu jest tam non stop przez 24 h.
    trochę wiadomości-
    -zmarł Tadeusz Mazowiecki
    -Nawałka nowym trenerem kadry-
    -Boruc najlepszy bramkarz na wyspach
    -Szczęsny super mecz
    -pogoda w Kołobrzegu ok,ciepło 16-18 stopni, ale wieje
    – w Anglii huragan,przechodzi na benelux,szykują się skandynawowie ( moja nacja )
    odezwę się jeszze póżniej-szwagier wpadł
    pozdrawiam\]\Bodzio

  2. Chłopaki (Marek, Waldek) trafiły wam się te badania jak „ślepej kurze ziarno”, bo jak papier jest to i nurkowych badań robić już nie musicie:) A ja znowu 50 zeta na doktora wydam:(
    Jako, że nic nie trwa wiecznie z chęcią zobaczymy Was w rodzinnych stronach. Już czuję smak herbaty przy opowieściach. O kurczę wypiliśmy z Adamem całą herbatę Arasia.
    Zazdroszczę w szczególności jedzenia ulicznego i spotkań z ciekawymi ludźmi:)
    Podoba mi się pomysł Wiśni więc, robić fotki, podpytywać, podpatrywać, notesy w dłoń i notować receptury. Ja kilka dań przywiozłem z podróży, choć nie tak dalekich i egzotycznych jak wasza. Pozdrawiam

  3. agata

    świetnie czyta się relacje z Waszej podróży .Życzę wielu przygód 🙂

  4. Joanna

    Panie Marku, czytam relacje i oglądam super zdjęcia. Świetna wyprawa jak zawsze 🙂 Ja na razie nie mam odwagi wrócić do Azji teraz z moim 6-miesięcznym synkiem 🙂 Pozdrowienia dla wszystkich. Asia

  5. A już myśleliśmy, że przepadliście na tej kambodżańskiej plaży! 🙂

  6. Dorota Witkowska

    Witaj przygodo :))))
    Dla nas jasne jak słońce jest to, że bloga czytamy i zawsze z niecierpliwością czekamy na kolejne wpisy i bajeczne zdjęcia!! Dzięki temu chociaż jakaś mała cząstka nas przeżywa z wami te wszystkie niesamowite chwile. Dla was jest to niesamowita wyprawa i poznawanie świata a dla nas odskocznia od szarej rzeczywistości dnia codziennego :))))
    Myślę że każdy chciałby chociaż na chwilę być na Waszym miejscu.
    Doceniamy też to że mimo przeciwności losu jakoś udaje Wam się pisanie bloga kontynuować!!! Duży plus za to!!
    Pozdrawiamy z deszczowej i wietrznej jak cholerka Anglii i chcemy jeszcze więcej wpisów i zdjęć 😉
    P.S. Wielki przodownik komentatorów znowu spóźniony…. Bodzio jesteś tam?!? Pozdro
    Dorota i Michał

  7. Czytam jestem z Wami. Wciąż zastanawiam się która forma pisania jest mi bliższa pierwsza czy druga. Druga to raczej Marka przemyślenia i ta chyba bardziej do mnie przemawia. To nie znaczy że nie chylę czoła przed całym prowadzeniem bloga, bo tylko nieliczni wiedzą ile to zajmuje czasu w podróży. Będąc na wyprawie człowiek chce przeżywać każdą chwilę cieszyć się miejscem i dobrze się bawić zapominając o bożym świecie. Pisanie bloga w pewnym momencie przeistacza się w obowiązek a tylko chęć kontynuowania tego co się rozpoczęło i dzielenie się swoimi przygodami z najbliższymi mobilizuje nas do pisania. Szacun bo blog to pełno wyrzeczeń i tylko komentarze autorowi dają wiarę że to co robi ma sens i sprawia Komuś przyjemność a włożony trud nie idzie na marne – tak panie Marku ?
    Napiszcie jakie różnice widzicie pomiędzy dwoma podróżami pod rząd do tych samych Państw – może nie miejsc.
    Słuchajcie wymyśliłem następującą rzecz ( jak wiecie a przynajmniej Marek ) otwieram restauracje o takim małym profilu podróżniczym i chciałbym aby kolejne Wasze wyprawy ( i nie tylko Wasze ) oprócz zdjęć i opowieści okraszone były jakimiś kulinarnymi doświadczeniami. Wyobrażam sobie to tak prezentacja zdjęć, opowieści i smakujemy kilka dań które sami przyrządzicie, których skosztowaliście i nauczyliście się na wyprawie. Ja będę niebawem w Kambodży i pamiętam że jadłem tam niesamowitą zupę rybną chciałbym się nauczyć jej gotować przywiozę też coś z innych miejsc – taki będzie mój cel.
    Ale się rozpisałem. Tak czy siak Marek sprzętu fotograficznego nakupiłeś, Waldek Ci nie odstępuje kroku więc Waszym obowiązkiem jest podzielenie się tym z przyjaciółmi 🙂 Łapcie każdy dzień bo w podróży czas leci dużo szybciej, nim się obejrzycie trzeba wracać do domu

  8. Dajcie znać kiedy dokładnie wracacie żebym zdążyła z sałatką:) Pozdrowienie dla wszystkich:) Pamiętajcie żeby żadnego kopru ze sobą nie przywozić;)

  9. arasiechojnice

    Troszkę tęsknimy, pani na granicy badała temperaturę (może to jest alkomat) a piwa w reklamówce u Kamili nie widziała, a pewnie są jakieś limity. Znam towarzystwo z doświadczenia, zapisuję Was na odtrucie po powrocie. Pani ma fajne buty ,a wszyscy w JAPONKACH z Laosu do Kambodży,hotel wypas chyba Marek ma jakieś nadwyżki w budżecie (albo teraz tylko chleb i woda) ,pozdrowienia z Chojnic.

  10. Paweł

    Super ciekawe. Miejsca ludzie, przyroda. Też za kilka lat chcę to przeżyć.

  11. Anonim

    czytam każdy reportaż. Są mega interesujące.

    • kamila

      Kim jestes mily anonimie????
      Dzieki za zainteresowanie….Marek cheyniej pisze jak wie ze ktos to czyta…

      • Anonim

        Hey .
        anonim to Pawel.J
        po prostu pierwszy post wyszedl nie podpisany. Dlatego powtorzylem za chwile podpisujac sie.
        3 majcie sie
        pozdrawiamy z rodziną wszystkich podróżników.
        Szczegolne zaciekawienie wzbudzili we mnie 3 ej podroznicy ktorzy 9 miesiecy sa w drodze. Poczytalem ich bloga. Jednak wasz ciekawszy

  12. No wszystko ładnie pięknie ale już możecie wracać bo mu tu troszkę tęsknimy 😉

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s

Blog na WordPress.com.

%d blogerów lubi to: