Sorry byliśmy w raju a tam nie ma zasięgu ale postaramy się to szybko nadrobić !!!!
Łatwo zarażamy się senną atmosferą wysepki Don Det i rzeczywiście to działa, wszystko jakby spowalnia, a może sekundy są dłuższe??Wypożyczamy rowery i niespiesznie podążamy w stronę bliźniaczej wysepki Don Khon. Wysepki spięte są wybudowanym jeszcze przez Francuzów mostem, który powstał w ramach ambitnego projektu udrożnienia transportu Mekongiem. W pierwotnej wersji most kolejowy, teraz gdy niemym świadkiem dawnych czasów pozostały tylko dwie zardzewiałe lokomotywki , dawne torowisko to lokalna droga służąca nam jako ścieżka rowerowa. Wjeżdżając na wyspę płacimy 25 000 kip, będących jednocześnie opłatą za wizytę w malowniczych wodospadach Donkhone-Samphamit. Podziwiamy nie mniej zjawiskowe kaskady, później trafiamy na nadmekońską plażę ,co odważniejsi zażywają kąpieli w Mekongu. Trzeba uważać na silne prądy, które mogą przyspieszyć naszą podróż w bezwizowym tranzycie do nieodległej Kambodży. Wielką sensacje wywołuje spotkany w wodzie mały wąż, rozglądamy się nerwowo, nie dotykamy bo nie wiadomo co za cholerstwo. GORĄCO. Wracamy powoli zwiedzając mocno zaniedbany miejscowy wat, powoli pedałujemy poprzez zielono-żółte pola ryżowe, mijając wylegujące się w wodnych sadzawkach, sielsko woły. Oddajemy nasze rowery i oddajemy się dalszej czynności nic nierobienia, z letargu wyrywa nas ok.7.00 brak prądu. Robi się jeszcze klimatyczniej… spędzamy wieczór w zaprzyjaźnionej knajpce przy świecach, widać brak prądu nie jest przeszkodą, bo funkcjonuje tu wszystko. Próbujemy mohito bucket podawanych w wiaderku, planujemy następy etap naszej podróży, podziwiamy sprawną obsługę knajpki ,która w miskach zabiera cała zużytą dziś zastawę pewnie będą ją myli i wyparzali w Mekongu. Bar jest świetnie zorganizowany, zamawiasz i obsługa idzie do leżącego po drugiej stronie ścieżki sklepu i zabiera potrzebne do zamówienia produkty, jest bardzo sympatycznie.
Skoro świt, wstajemy, bo o 8 odpływa nasza łódka do stałego lądu, skąd dalej mamy transferować się autobusem vipowskim (ważne) do PhonPhen. Przygotowujemy misterną strategię opanowania tyłu pojazdu…my mamy zająć się bagażami, dziewczyny powalczyć o miejsca…łódż dobija startujemy….. i na placu czekamy jedną godzinę na busa, który wiezie nas na granicę(tak ze 20 minut), tam, zakładamy plecaki, 500 metrów do granicznych szlabanów. Po drodze przechodząc badania lekarskie (pani przykłada nam do szyi termometr i na podstawie pomiaru wydaje certyfikat zdrowia). Wszyscy zdrowi…czekamy godzinę (czytaj trzy) na nasz autobus. Okazuje się nim stojący cały czas przy barze pamiętający lepsze czasy pojazd. Startujemy ostatecznie ok 12.00 mając już za sobą przebytych ok 20 km z naszej 500 km trasy. Jazda bez trzymanki…autobus pokonuje tak potężne wyrwy, że czasem odrywając się od foteli osiągamy znany tylko nielicznym stan nieważkości. Polskie drogi są BAAAAARDZO dobre. Autobus dzielnie walczy, choć czasem wydaje się nam to niemożliwe, pokonuje kolejne wyrwy ,cały tył jest polski, bo wraz z nami jadą Maciek, Piotrek i Kuba nałęczowianie, w podróży od kilku miesięcy, razem z chłopakami w marzeniach przerabiamy menu baru z polskim jedzeniem pierożki, schabowy, żurek, bigosik, goloneczka w dobrym towarzystwie szybko mija czas i chociaż ten niemiłosiernie trzęsący się autobus dociera do stolicy Kambodży dopiero ok 22.30(planowo 19.30) nie narzekamy. Szybko znajdujemy liche pokoje w dzielnicy czerwonych latarni i jeszcze fundujemy sobie nocny spacer po Phon Phen, wykończeni trudami 16 godzinnej podróży padamy w objęcia Morfeusza.
Każdy ma własną, najlepszą metodę organizacji swojej podróży. Ja stosuję metodę szybko, wolno, szybko, wolno itd., oszołomić i dać ochłonąć, zamieszkać w wiejskiej chacie ,a później w 3 gwiazdkowym hotelu, przejechać ciągiem 15 godzin pokonując 500 km, następnego dnia nie ruszać się z miejsca, sprawdza się więc na razie nic nie zmieniam.
Gdy przygotowujesz wyjazd, planujesz trasę oraz szukasz informacji dowiadując się o miejscach i ludziach ,których możesz spotkać w czasie podróży, pózniej ruszasz i gdzieś tam na samym końcu świata, nazwy ubierają się w kolory , zapachy, smaki , a John , o którym wcześniej czytałeś okazuje się starym, łysym Amerykaninem, który po przyjacielsku próbuje Cię wydymać sprzedając bilet na dalszą drogę. Niesamowite uczucie, że ludzie zaznaczając kropkę na mapie na drugim krańcu swiata, kierując się marzeniami, mogą tam dotrzeć. Niesamowite i fajne jest odkrywanie wciąż nowych ludzi w trakcie podróży autobusem z laotańskiego południa, poznajemy trzech młodych nałęczowian(www.bomoge.com),którzy wymyślili sobie, że dotrą do swoich wysp marzeń, spakowali plecaki i wyruszyli w 9 miesięczną podróż by dotrzeć do najdalej oddalonych od Polski wysepek, leżących gdzieś tam blisko Nowej Zelandii, ale przecież wyspy to tylko pretekst, powód by wyruszyć w drogę ,by poznać lepiej siebie, by znależć własną WYSPĘ, powodzenia Panowie!!!
Na wyspie Nic Nie Robienia-Don Det, spotykam Litwina, który zawieruszył się tu na rok w swojej podróży po Azji. Wysokie chłopisko, pomaga miejscowym masażystkom dogadywać się z turystami. Chętnie opowiada o sobie ,podróżujemy zbyt szybko, by można było wypić z kimś chociaż wiadro wódki i posłuchać jego historii. Podczas naszego krótkiego pobytu w PhonPhen, poznajemy młodego Białorusina , Sasza jest menadżerem hotelu Golden Bouth 2, w którym się zatrzymaliśmy. Młody chudy chłopak, koniecznie chce z nami rozmawiać po białorusku i opowiedzieć o sobie ,o problemach z powodu , których wyjechał ze swojego kraju, o tym dlaczego nie lubi Łukaszenki o powodach ,które sprawiają ,ze postanowił zostać w Kambodży i to miejsce nazwać swoim domem, powoli ,sącząc John Walker rozumiemy coraz lepiej…..
Kambodża kolejny kraj regionu, który współczesna historia doświadczyła okrutnie, najpierw uwikłany w konflikt z USA, będący tak naprawdę epizodem zimnej wojny, pózniej dotknięty ludobójstwem Czerwonych Khmerów. Można tylko podziwiać hart ducha Kambodżan, którzy tak szybko wydobyli się z tego traumatycznego doświadczenia, konflikt wypalał się jeszcze do końca lat 90-tych ,a nigdy nie osądzony Pol Pot, zmarł w 1997 roku gdzieś w jednej z ostatnich placówek reżimu na wschodzie kraju.
Jesteśmy w końcówce pory deszczowej, wszędzie wokół rozlewiska wody, drogi położone na groblach suche, ale w fatalnej kondycji. Pełne wyrw i świeżo nasypanej ziemi. W Kambodży panuje król Norodom II I i jest parlament. Stolica to chyba nigdy nieśpiące PhonPhen, Mekong rozdziela na prawie równe połowy ten niewielki powierzchniowo kraj(180 tys. km powierzchni) .Około 15 milionowa populacja to niezwykle pracowici ludzie, ich energii ,pomysłowość w prowadzeniu różnorakich maleńkich biznesów jest niesamowita, wszędzie coś się dzieje, stolik i dwa krzesła SA już barem, wystawiona na stoliku maszyna-zakładem krawieckim ,pod niebo pną się bambusowe rusztowaniach, opasujące nowopowstające budynki, każdy chce zarobić dolara, każdy chcę dać sobie szanse. Pieniądze to riel ,1$-4000 rieli, ale właściwie wszędzie można płacić dolarami, za zupkę w długo nocą czynnej garkuchni-1,5 $,piwo – 0,6$,hotel 18 $,tuk –tuk na dworzec autobusowy 1$/osoba, bilet do nadmorskiego Sihanouk ville 9$ lokalnym autobusem ,zaglądający mi przez ramie młody Khmer podpowiada , że lokalni płacą 6,za bungalowy płacimy 15$,za fantastyczne jedzenie (głownie owoce morza)2,5-3$/porcja, piwo mniej niż 1$,przeprawa na wyspy 10$.
PROŚBA KOMENTUJCIE COKOLWIEK, PYTAJCIE, KRYTYKUJCIE ,BĄDŻCIE Z NAMI W TEJ PODRÓŻY!!!!
Najlepszy hotel na wyspie Don Det taki tutejszy Hilton
Z hotelowego baru jest wspaniały widon na zachód słońca
Łodzie na tle zchodzącego słońca dopełniają widok
A po zachodzie ruszamy na kolację z grila …. zrobionego z beczki
Wyspy można objechać mechanicznym słoniem lub rowerami
Wybraliśmy rowery , do pokonania 20 km
Zwierzęta hodowlane żyją tutaj praktycznie na wolności
Kamila stwierdziła że najlepszy z grila jest prosiaczek co na to Kubuś
Kolejne kaskady wodne na Mekongu i wspólne foto
Taka flaga musi budzić wspomnienia
Najmodniejszym sportem w Laosie jest gra w piłkę lecz piłki nie można dotykać rękami … może nasza reprezentacja by spróbowała
Marek , Kamila i Ryż
Ten to ma rogi , chyba go mućka zdradza
Granica Laos – Kambodża jak kiedyś u nas w Kołbaskowie
Jeszcze tylko pomiar temperatury….
Cześć kochani,dobra koniec tego dobrego,pakować się i do domu,do dzieci i przyjaciół,Ewunia zrobiła przepyszny bigosik,mniam,mniam zapraszamy ,Jasiu się mrozi,będzie fajnie.
Długo się nie odzywałem, bo miałem zakrapiane odwiedziny szwagra.Przyjechali z Turuncz,hotel,okolica,Rodos wszystko ok,tylko stwierdzili że za dużo jedzenia,faktycznie papu jest tam non stop przez 24 h.
trochę wiadomości-
-zmarł Tadeusz Mazowiecki
-Nawałka nowym trenerem kadry-
-Boruc najlepszy bramkarz na wyspach
-Szczęsny super mecz
-pogoda w Kołobrzegu ok,ciepło 16-18 stopni, ale wieje
– w Anglii huragan,przechodzi na benelux,szykują się skandynawowie ( moja nacja )
odezwę się jeszze póżniej-szwagier wpadł
pozdrawiam\]\Bodzio
Chłopaki (Marek, Waldek) trafiły wam się te badania jak „ślepej kurze ziarno”, bo jak papier jest to i nurkowych badań robić już nie musicie:) A ja znowu 50 zeta na doktora wydam:(
Jako, że nic nie trwa wiecznie z chęcią zobaczymy Was w rodzinnych stronach. Już czuję smak herbaty przy opowieściach. O kurczę wypiliśmy z Adamem całą herbatę Arasia.
Zazdroszczę w szczególności jedzenia ulicznego i spotkań z ciekawymi ludźmi:)
Podoba mi się pomysł Wiśni więc, robić fotki, podpytywać, podpatrywać, notesy w dłoń i notować receptury. Ja kilka dań przywiozłem z podróży, choć nie tak dalekich i egzotycznych jak wasza. Pozdrawiam
świetnie czyta się relacje z Waszej podróży .Życzę wielu przygód 🙂
Panie Marku, czytam relacje i oglądam super zdjęcia. Świetna wyprawa jak zawsze 🙂 Ja na razie nie mam odwagi wrócić do Azji teraz z moim 6-miesięcznym synkiem 🙂 Pozdrowienia dla wszystkich. Asia
A już myśleliśmy, że przepadliście na tej kambodżańskiej plaży! 🙂
Witaj przygodo :))))
Dla nas jasne jak słońce jest to, że bloga czytamy i zawsze z niecierpliwością czekamy na kolejne wpisy i bajeczne zdjęcia!! Dzięki temu chociaż jakaś mała cząstka nas przeżywa z wami te wszystkie niesamowite chwile. Dla was jest to niesamowita wyprawa i poznawanie świata a dla nas odskocznia od szarej rzeczywistości dnia codziennego :))))
Myślę że każdy chciałby chociaż na chwilę być na Waszym miejscu.
Doceniamy też to że mimo przeciwności losu jakoś udaje Wam się pisanie bloga kontynuować!!! Duży plus za to!!
Pozdrawiamy z deszczowej i wietrznej jak cholerka Anglii i chcemy jeszcze więcej wpisów i zdjęć 😉
P.S. Wielki przodownik komentatorów znowu spóźniony…. Bodzio jesteś tam?!? Pozdro
Dorota i Michał
Czytam jestem z Wami. Wciąż zastanawiam się która forma pisania jest mi bliższa pierwsza czy druga. Druga to raczej Marka przemyślenia i ta chyba bardziej do mnie przemawia. To nie znaczy że nie chylę czoła przed całym prowadzeniem bloga, bo tylko nieliczni wiedzą ile to zajmuje czasu w podróży. Będąc na wyprawie człowiek chce przeżywać każdą chwilę cieszyć się miejscem i dobrze się bawić zapominając o bożym świecie. Pisanie bloga w pewnym momencie przeistacza się w obowiązek a tylko chęć kontynuowania tego co się rozpoczęło i dzielenie się swoimi przygodami z najbliższymi mobilizuje nas do pisania. Szacun bo blog to pełno wyrzeczeń i tylko komentarze autorowi dają wiarę że to co robi ma sens i sprawia Komuś przyjemność a włożony trud nie idzie na marne – tak panie Marku ?
Napiszcie jakie różnice widzicie pomiędzy dwoma podróżami pod rząd do tych samych Państw – może nie miejsc.
Słuchajcie wymyśliłem następującą rzecz ( jak wiecie a przynajmniej Marek ) otwieram restauracje o takim małym profilu podróżniczym i chciałbym aby kolejne Wasze wyprawy ( i nie tylko Wasze ) oprócz zdjęć i opowieści okraszone były jakimiś kulinarnymi doświadczeniami. Wyobrażam sobie to tak prezentacja zdjęć, opowieści i smakujemy kilka dań które sami przyrządzicie, których skosztowaliście i nauczyliście się na wyprawie. Ja będę niebawem w Kambodży i pamiętam że jadłem tam niesamowitą zupę rybną chciałbym się nauczyć jej gotować przywiozę też coś z innych miejsc – taki będzie mój cel.
Ale się rozpisałem. Tak czy siak Marek sprzętu fotograficznego nakupiłeś, Waldek Ci nie odstępuje kroku więc Waszym obowiązkiem jest podzielenie się tym z przyjaciółmi 🙂 Łapcie każdy dzień bo w podróży czas leci dużo szybciej, nim się obejrzycie trzeba wracać do domu
Dajcie znać kiedy dokładnie wracacie żebym zdążyła z sałatką:) Pozdrowienie dla wszystkich:) Pamiętajcie żeby żadnego kopru ze sobą nie przywozić;)
Troszkę tęsknimy, pani na granicy badała temperaturę (może to jest alkomat) a piwa w reklamówce u Kamili nie widziała, a pewnie są jakieś limity. Znam towarzystwo z doświadczenia, zapisuję Was na odtrucie po powrocie. Pani ma fajne buty ,a wszyscy w JAPONKACH z Laosu do Kambodży,hotel wypas chyba Marek ma jakieś nadwyżki w budżecie (albo teraz tylko chleb i woda) ,pozdrowienia z Chojnic.
Super ciekawe. Miejsca ludzie, przyroda. Też za kilka lat chcę to przeżyć.
czytam każdy reportaż. Są mega interesujące.
Kim jestes mily anonimie????
Dzieki za zainteresowanie….Marek cheyniej pisze jak wie ze ktos to czyta…
Hey .
anonim to Pawel.J
po prostu pierwszy post wyszedl nie podpisany. Dlatego powtorzylem za chwile podpisujac sie.
3 majcie sie
pozdrawiamy z rodziną wszystkich podróżników.
Szczegolne zaciekawienie wzbudzili we mnie 3 ej podroznicy ktorzy 9 miesiecy sa w drodze. Poczytalem ich bloga. Jednak wasz ciekawszy
No wszystko ładnie pięknie ale już możecie wracać bo mu tu troszkę tęsknimy 😉