Ruszamy na południe Laosu,ponieważ przejazd autobusami zajął by nam ok.30 godzin,korzystamy z usług laotańskich lini lotniczych.Samolot niewielki,prawie pusty w półtorej godziny przenosi nas do prowincjonalnego Pakse.Upał uderza niczym obuch,tak na oko 38-40 stopni,pośpiesznie negocjujemy cenę przejazdu do Champasack i ruszamy zdezelowanym vanem dalej.Kierowca niczym mantre powtarza Markowi coś w kółko,a dodatkowo prowadzi bardzo niepewnie, od lewej do prawej jednocześnie pisząc smsy,kręcimy się nerwowo na fotelach,Araś niewytrzymuje i w iyszarpuje kierowcy telfon,z obrażonym ale uważniejszym kierowcą docieramy do celu. Champassack ,kiedyś stolica małego królestwa,dziś ledwie wioska rozciągnięta na kilka kilometrów wzdłuż Mekongu,z wiejską zabudowa gdzie niegdzie okraszoną zniszczonymi pochodzącymi z okresu francuskiego kolonialnymi willami.W jednej z nich urządzono mały hotelik,dość drogo, ale zostajemy ,bo mają skutery,a jeszcze dziś chcielibyśmy zobaczyć Wat Phuo.Spieszymy się,bo pogoda zmieniła się błyskawicznie,niebo zasnuły ciężkie monsunowe chmury,w powietrzu wisi to coś nieokreślonego,co wywołuje niepokój,świat jakby zamarł w oczekiwaniu.Pędzimy na skuterkach,mijając kolejne waty(świątynie),maleńkie osady,pokonujemy deskowe mosty,jesteśmy.Przedangorska świątynia Wat Phuo-czyli świątynia na wzgórzu powstła na podwalinach jeszcze wcześniejszej budowli i prawdopodobnie poświęcona była Mekongowi.Przechodzimy przez starożytną groblę,i mijając dwa zrujnowane kompleksy pałacowe,docieramy do schodów.Waskie i nieraz wysokie stopnie ,obsadzone malowniczymi drzewami,prowadzą nas do właściwej świątyni,350 stopni daje się mocno w kość,ale było warto.Ze wzgórz roztacza się wspaniały widok,aż po linie horyzontu wypełniony polami ryżowymi,nielicznymi osadami ludzkimi i wijącym się Mekongiem.Właściwa świątynia maleńka,na zewnątrz witają nas postaci boskich tancerek Aspar,na nadprożnych relfach misterne wyobrażenie Śiwy na trzygłowym słoniu,w środku złoty budda, u stóp ,którego spoczywają liczne ofiary i kadzidła ,bo wat jest wykorzystywany przez lokalną buddyjską społeczność.Burza przeszła bokiem ,więc wracamy powoli ,chłonąc magiczną chwilę kończącego się powoli dnia,w lokalnym barze serwujemy sobie ogromne nudell zup,i gnani szybko zapadającym zmierzchem ,omijają liczne wyrwy w drodze docieramy do naszej willi.
Kamień prawdę ci powie,kopnięty przez Jacka,potoczył się na lewą stronę drogi,co wedle reguł ustalonych wcześniej przez Waldka oznaczało ,że mamy kupić trzy buteleczki.Marek niedowiarek nie zaufał przeznaczeniu i już tak gdzieś koło 9 musiał udać się w ciemną laotańską noc w poszukiwaniu lokalnych chałupniczych producentów napojów wyskokowych,misja zakończyła się sukcesem……i było warto.
Wspomagani przez obsługę hotelową ,wcześnie rano ruszamy do krainy Se Phan Don-czyli Czterech Tysięcy Wysp,najpierw tuk-tukiem docieramy do pomostu,gdzie pakujemy się na wąską łódkę,płyniemy-mocno przeładowni, zaczynamy brać wodę,nasze plecaki już stoją we wlewającej się wodzie,robi się nerwowo,docieramy do następnego pomostu,częśc przesiada się do drugiej łódki i już spokojnie docieramy do drugiego brzegu.Czekamy na busika ,gdzieś we wsi prawie na końcu świata,mija szybkie laotańskie 10 minut i jest,okazuje się ,że sprzedali troche więcej miejsc niż maja foteli,ale tak się tylko nam zdawało,cztery osoby na trzech fotelach i dodatkowe dwie na podłodze to tutaj nie problem,2 godzinna podróż mija błyskawicznie i wjeżdżamy do Ban Nagasang,jeszcze mały spacerek z plecakami w 40 stopniowym upale i bar.
Korzystając z okazji chcemy zobaczyć największy pod względem spadku wody wodospad w południowo-wschodniej Azji-Khone Phaphang,wynajmujemy tuk-tuka,zostawiamy plecaki w miejscowym markecie i jedziemy.Cudowne fantastyczne widowisko,cały Mekong zwala się nagle wdół,pokonując skalne stopnie,brunatne potężne kaskady zderzając się z sobą,tworząc gigantyczne wiry , huk spadającej wody,oraz piękno tego cudu przyrody uczy pokory przed potęgą natury i oszołamia.Upał wysysa z nas siły,wracamy ,kolejną łódeczką przeprawiamy się na jedną z Czterech Tysięcy Wysp ,Don Det czyli wyspę nic nie robienia,obładowani plecakami docieramy do drugiego baru(tyle starczyło nam silnej woli)leżącego przy klepiskowej ścieżce .Po dwóch godzinach podejmujemy próbę znalezienia kwater,warunki spartańskie,hamak,coś podobnego do lóżka i wokół kilka desek imitujących ściany,przy pomocy naszego już z nami mocno zaprzyjaźnionego barmana zajdujemy całkiem ładne pokoje,podziwiamy zachód słońca nad Mekongiem i mocno zmęczeni dniem,oddajemy się nic nierobieniu.
Warto podróżować,gdziekolwiek podróżować,szansa spojrzenia na siebie i świat z innej perspektywy daje możliwość lepszego zrozumienia i zastanowienia,że inni choć posiadają tak mało ,potrafią się tym cieszyć nieporównanie bardziej,wiem takie ble,ble ale musiałem to napisać.
Będąc porankiem w Chiang Saen(pół.Tajlandia) trafiliśmy na moment gdy przez radiwezeł rozległ się hymn,świat zamarł nagle ,w pół ruchu stanęły dzieci, sprzedawczyni path tai,rozmawiający z nami policjant i wiozący nas kierowca,chwila minęła,jakby opadła migawka,świat ruszył do przodu.Tajlandia to monarchia konstytucyjna,wydarzenie świadczy o ogromnym szacunku dla kultywującego tradycje Syjamu państwa, członkowie panującej rodziny są otoczeni kultem ,a ich portrety wszechobecne na ulicach,.
Laos,niewielkie państwo,mocno doświadczone przez nieodległą wielką historie przetaaczającą się tuż obok,w czasie wojny wietnamskie choć niezaangażowany było miejscem tajnych działań amerykańskich służb,na centralne prowincje zrzucono więcej bomb niż na Europe w czasie II wojny światowej,naloty odbywały się średnio co 8 minut przez 9 lat.Tym bardziej zadziwia pogoda ducha Laotańczyków i wszechobecnie rozlegające się sabadee ,którym witają nas wszyscy od małych szkrabów po bezzębne staruszki.Nad ulicami powiewają czerwone flagi z sierpem i młotem,bo choć łatwo o tym zapomnieć krajem rządzi jedyna słuszna i umiłowana partia.Kręgosłup Laosu to potężny Mekong -żywi zamieszkujących jej brzegi mieszkańców ,wzdłuż rzeki zlokalizowana jest większość ważnych(czytaj większych) miejscowości,to wewnątrz krajowa autostrada,którą odbywa się większośc transportu.
My również poruszamy się wzdłuż Mekongu,rozpoczynając na północy w Huongxai naszą przygodę z Laosem,a kończąc w Se Phan Dot na południu,gdzie rzeka rozlewa się szeroko,tworząc kraine Czterech Tysięcy Wysp,by póżniej z potężnym impentem przedrzeć się przez skalne progi z hukiem spadająć w dół, niesamowite widowisko.Miejscowe pieniądze to kipy,1 $-7800 kipa,wymieniając 100$ łatwo poczuć się milionerem,choć pieniądze idą tez jak woda,za podróż wolną łodzią płacimy 144 000 kip,za szybką 550 chętnie tu przyjmowanych tajlandzkich batów,zupa w knajpce nad Mekongiem-15000(2 $),tuk-tuk do wodospadów Ted Se 200 000/6 osób,bilet wstępu 15 000,wejście na teren archeologiczny Wat Phuo-35 000,(4,5$),skuterki 80 000,benzyna sprzedawana w litrowych butelkach po pepsi ok15 000(2$),łódka na Don Det 10 000 (1,2 $) ,piwo w knajpie ok 1 dolara,lokalna whiske 2 $,da się żyć.Jedyna kardynalna rada zabrać z sobą zatyczki do uszu,wszechobecne koguty rozpoczynają swoje pianie ok 4.30.i choć początkowo zamawiając path taih z kurczakiem mam lekkie wyrzuty sumienia ,ok 6 rano wszystkie wściekle piejące widzę wolno obracające się na rożnie,koncert trwa nieprzerwanie do pełnego wschodu słońca i to jest jedyny plus trudno przegapić zjawiskowo wynurzającą się z tafli rzeki złotą tarczę.
Pewnym krokiem pakujemy się do samolotu …..
Widok na Mekong z lotu ptaka pokazuje nam potęgę przyrody
Znowu się udało , jescze tylko trzeba podziękować , dzięki Budda !!!
Nasze modelki przygłuszają wspaniały widok na świątynię Wat Hou
Wspaniałe freski i płaskorzeźby pokazują jak wspanała była świątynia w czasie swojej świetności
Po stromych schodach wspinamy się do głównej świątyni
Budda już tam na nas czekał
Wokół świątyni porozrzucane są posągi i elementy reliefów
Wanna z lastriko budzi dziwne skojarzenia
W oczekiwaniu na łódź rozgrywamy małą partyjkę w bilarda
Może u nas też można by było tak malować autobusy
Mekong jest wielki
Marek planuje rafting , ale nie ma chętnych…
Ulubionym sportem w azji jest boks tajski , Basia pomaga dopingować i pokazuje jak walczyć.
Tylko dwóch śmiałków odważyło się , domyślcie się kto…
Przeginacie,tefonia nie działa ,dajcie znać,hello
hello,co u Was,odezwijcie się
pozdrawiamy,czekamy na info
HELLO,jesteście,żyjecie? nic się nie odzywacie ani wiadomości ani telefonu , trzeba mniej przebywać z Jaskiem :)))),odezwijcie się
sport-Legia przegrała z Turkami 2-0 w pucharze
pogoda-w Kołobrzegu ciepło 16-19 stopni,słońce bez deszczu
dot.Beatki i Jacka-w firmie ok,w domu też ,u rodziców oki,mama czuje się dobrze
czekamy na WAS
pozdrawiam i papatki
Bodzio
Cześć Jasie wędrowniczki,co u Was słychać?, nie odzywacie się ,,nie macie pola???Chyba że ostro balujecie i trudno Wam wcelować w klawiaturkę , he,he, u nas spokój i cisza,pogoda ok,jakieś 15-17 stopni,jest nawet słońce i troche wieje,jak to nad morzem.
jak się ogarniecie to dajcie znak zycia w postaci nowych fotek i wpisu
pozdrawiam,papatki
Bodzio
Borusia wygrała 2-1,Lewy zaliczył asyste i szczelił gola
cześć kochani, w Kołobrzegu piękna pogoda ,słońce , 20 stopni,prawie jak wiosna.Widać,że super się bawicie a Basi już się boję ,po takich treningach to lepiej uważać :)))),biedny Walduś,jak nie będziesz nosił Basi plecaka , to Ty chłopie uważaj bo Czak Norris to gówniarz przy Basi :)))). Zdjęcia super,widoki przepiękne aż dech zapiera,super i jeszcze raz super!!!
a tak naprawdę to największą furorę robią foty ze słoniami , tego Wam najbardziej zazdrościmy
W tej chwili leci mecz Borusia-Arsenal ,1-0 dla Borusi,grają wszyscy polacy:Lewy , Kuba i Szczęsny.
Dobra kochani to na tyle,bawcie się dobrze i uważajcie na siebie,wszystkiego dobrego.
pozdrawiamy cieplutko papatki
Pati,Ewcia i Bodzio
jeszcze tydzień i się widzimy-Jasiu się mrozi :)))
Bodzio a Ty gdzie???!!!
😉
a jestem,jestem
Samolot też fajnie wymalowany, w łazience to Basia tak sprzątała że wszystkie kolory starła, a widzę że darmowa lekcja karate też była. Pozdrawiamy serdecznie z Chojnic chłopaki mają krótkie włosy ( maluchy), ja się jeszcze zastanawiam , przez 3 dni myślałem że ktoś mi dzieci podmienił ale jak zaczeli rozrabiać to stwierdziłem że moje.
co znaczy ffffffffffffffffffffffffff 🙂 pozdro bartek
A zapomniałem, najnowsze wieści ze sklepu „władcy mórz”. Kierownik przehandlował gdzieś nasze sumy albinosy;) Nareszcie spokój nastąpi i czysta woda!!! Łazienka faktycznie sterylna. Wolałbym się w rzece kąpać niż w tej wannie;)
Opis pod fotkami też zjadło? ffffffffffffffffffffffffffffffffffffff
U nas też była burza 🙂 a moje kochanie zamiast spać to pioruny oglądało 🙂
Widzisz Wojtuś Kasia wie co dobre, ja też bym siedziała i oglądała 😀
A u nas jakoś tak spokojnie było, tylko parę kropel deszczu spadło 🙂
P.S. My również czekamy na wpis 🙂
U nas dzisiaj w nocy też była straszna burza, pioruny waliły jeden za drugim. Czekamy na wpis! 🙂