Ruszamy dalej w stronę Laosu . Porannym busem, pokonując setki zakrętów przypominających co udało się zjeść na śniadanie, docieramy do stolicy prowincji Chiang Mai, miasto duże ,przedmieścia ogromne tak ok 700 tys mieszkańców, zmiana dworca , dłuuuuga kolejka po nowe bilety tym razem do Chiang Rai,przymusowa 3 godzinna przerwa w oczekiwaniu na autobus ,wypełniona poszukiwaniem kantoru, walką zżerającym Markowi kartę bankomatem oraz konsumpcją w dworcowej szybkiej garkuchni. Jest nasz autobus, mknie jak strzała, tylko rzuca tak ,że gra w karty wymaga nie lada zręczności-jest Chiang Rai, to prowincjonalne miasteczko ok 45 tys mieszkańców, główna atrakcja to nocny targ, oraz kilka świątyń. Miejscowość jest miejscem tranzytowym wielu podróżnych zmierzających do przejścia granicznego w Chiang Khong. Kończy nam się dzień(17.45) ,a to przecież jeszcze nie koniec naszej podróży, łapiemy ostatni lokalny autobusik do Chiang Sean, pomocnik kierowcy pokazuje że wyruszamy o szóstej, gdy dawno minęła okazało się że pojedziemy jak będzie komplet pasażerów ,autobusik jak autobusik ,chyba produkowany w czasach późnego Bieruta(dla młodzieży przełom lat 50/60)dzielnie połyka kolejne kilometry, trochę zgrzytająca skrzynia biegów i uspokajające mruczenie silnika, jesteśmy u celu naszej podróży, udaje się nam wynaleźć jakiegoś tuk-tuka…… i jest jak zwykle pierwszy hotelik za rogiem po godzinnych poszukiwaniach okazuje się najlepszy, płytki do sufitu ,słowem przyjemna przytulna atmosfera, co niektórzy śpią w śpiworach .Nasz hotelik leży nad Mekongiem, kolacje jemy na chodniku ,ale jest królewska, maleńkie mobilne-na przyczepkach samochodowych knajpki, oferują przede wszystkim owoce morza, różne ryby z grila , krewetki ,zupy, wspaniałe sałatki, ledwie się ruszając zwiedzamy maleńkie Chiang Saen, na całe szczęście są tylko dwie ulice ,….ale jest też nocny sklepik. Chiang Sean to baza wypadowa do pobliskiego -10 km miejsca styku trzech granic Laosu, Tajlandii i Birmy, miejsca zwanego złotym trójkątem, cieszącego się niechlubną sławą centrum handlu opium, kiedyś właściwie bezpaństwowe ,dzisiaj zwłaszcza jeżeli chodzi o Tajlandie mocno kontrolowane ,miejsce gdzie się przyjeżdża by stanąć koło złotego buddy i spojrzeć poprzez Mekong na sąsiedni Laos, też stajemy i patrzymy. Korzystamy z okazji i zwiedzamy Muzeum Opium, nowoczesne, interaktywne i nakierowane na profilaktykę antynarkotykową, zachęceni przez Marka zdobywamy, pokonując 200 stopni kolejną świątynię , zmachani wracamy, słońce pali jest ze 35 stopni. Wiozący nas tuk-tukowiec ,proponuje nam pomoc w załatwieniu transportu do odległego o 60 km Chiang Khong. Transport podjeżdża a za kierownicą pickupa – nasz tuk-tukowiec, jedziemy ,co niektórzy na pace ale jest cool. Załatwiamy szybko formalności po tajskiej stronie, bilet za 40 bath i łódką przeprawiamy się przez Mekong ,wyskakujemy w błotko po laotańskiej stronie. Płacimy 30 dolarów za visę, wypełniamy różne formularze i już rozkoszujemy się Beerlao , z każdym łykiem wymagania co do hotelu maleją i maleją. Houeixai, to maleńkie miasteczko ,z rzecznym portem z którego , wypływają slow bouty do Luang Prabang.., załatwiamy bilety, spotykamy sympatycznych mnichów, idziemy na masaż, nieco połamani, kończymy dzień w knajpce nad rzeką.
Z kącika podróżnika Prawdą jest to co mówią mądrzy ludzie, kto raz był w Azji, albo się zakocha ,albo znienawidzi. Nie minął rok i wracamy. Inna trasa inne cele ,ale oczekiwania takie same, zrozumić choć trochę lepiej ten orientalny dla nas swiat, zrealizować trawiące wielu pragnienie poznania nowych ludzi, nowych miejsc, pragnienie ,które sprawia ,ze zostawiamy wszystko co kochamy ,co jest nam bliskie i podążamy na drugi koniec świata szukając ….chyba siebie . Północna Tajlandia ,to górzysta zielona kraina ,granicząca ze wschodu i północy z Birmą,z zachodu oddzielona Mekongiem od Laosu, największe miasto rejonu to Chiang Mai, tłumacząc z tajskiego po prostu nowe miasto , słynąca z wielu świątyń, dawna stolica królestwa Lana to duża aglomeracja(ok 700 tys.) i centrum wypadowe do wielu atrakcji rejonu. Podróżni przybywają tu głównie by skorzystać z możliwości trekingu po dżungli, odwiedzenia wiosek lokalnych plemion, zwiedzenia systemów jaskiń, przejażdżki na słoniach. Region jako przygraniczny z niespokojną Birmą ,jest pod ścisłą kontrolą wojskową, ale jest bezpiecznie. Jest połowa października, w Indochinach kończy się właśnie pora deszczowa, wokół nas króluje więc wszechobecna zieleń w setkach odcieni, temperatury dzienne ok 30-35 stopni, wieczory przynoszą ukojenie i obniżenie o kilka kresek, ok. Z Bangkoku docieramy autobusem płacąc za bilet ok 1000 bath., najłatwiej przeliczać ucinając jedno zero, wspaniałe zupki i path thai 40-50 bath., masaże dla nas super atrakcja, w zalezności od rodzaju stóp. ok 200,całego ciała 250-300bath,wypożyczenie skuterka w Pai 140 bath. -24 h., paliwo 1litr ok. 30 bath, bilet wstępu do wspaniałej jaskini Lod ,(pani z latarnią dla 3 osób, przeprawa łądzią)200 bat, piwo Czang w knajpkach s/l 60-80 bath , godzinna przejażdżka słoniem 350 bath.,rastamańska czapka na straganie w cudnym Pai 150 bath, John Walker wszędzie tak samo 07l/699 bath, lokalny Khong Hong 300 bath, Internet 1 h/10 bath. w kawiarni, wspaniałe przekąski na uliczkach Pai 20 bath, bilet z Pai do Chiang Mai 150 bath. dalej do Chiang Rai autobusami z klimą lini Green Bus 144 bath., lokalikiem-autobusikiem do Chiang Sean 37 bath.,tuk tuk w zależności od determinacji wynajmującego i trasy 20-50 bath/osoba, bilet do Halla Opium 200 bath,hotelik w Chiang Sean 300 bath./dwójka,królewska kolacja na chodniku nad Mekongiem 1060 bath/6 osób,uśmiech Tajów najczęściej nie kosztuje nic ,trzeba im tylko dać swój własny.
Jeśli ktoś nam powie że w autobusie jadacym po górskich serpentynach nie da się grać w karty , to my mamy prosty sposób a jest nim zwykła czapka baysbolówka
Wyginam śmiało ciało.. wyginam śmiało ciało…
Tak kończą przemytnicy w złotym trójkącie
Tak powinien wygladać rozkład jazdy , czytelny dla każdego
Jacek przyprawia pattaja na sposób … jak u mamy … , ciekawe czy będzie smakować
Azjaci jak zwykle uśmiechnięci
Telewizja jest trudno dostępna
Przejście graniczne poko
Granicę pokonujemy po wodzie
Cztery słonie różowe słonie , każdy kokardkę mana ogonie….
Golden tringle
A u nas leje
Fantastyczne zdjęcia, wszystko wygląda tak bajecznie kolorowo, całkiem inny świat 🙂
pozdrawiamy!!! 🙂
Za co siedzi misiu? Pewnie lepiej siedzieć niż wisieć jak te kurczaki, Widzę że w końcu się trochę ruszyliście, Walduś wracaj szukają nowego selekcjonera dla drużyny narodowej.Pozdrowienia dla całej ekipy arasiechojnice.
Widzę, że Jacka zdecydowanie zainteresowały naczynia azjatyckie:) Może warto importować?
Pozdrawiam
Prosimy aby anonim sie ujawnil 🙂
Pozdrawiamy…..
wrotkami do góry hahahah przygodo witaj ;D