Sri Lanka – Wyspa słoni

Srilanka – dzikie słonie w parku narodowym Kaudulla

Szczęśliwie lądujemy na Sir Lance, sprawnie wykupujemy sobie wizy, odbieramy bagaże i docieramy do postoju taksówek, tu oczywiście jak zawsze , odbywa się mały teatr, my chcemy zapłacić mniej , oni chcą więcej… dużo więcej, słowem codzienność. Pakujemy się do rozklekotanego miniwana i po chwili ruszamy w stronę nieodległego Negambo.

Negambo – tak pływają od setek lat

Pierwsze wrażenia bardzo pozytywne, ogólnie czysto i wszędobylska zieleń, jest jak w palmiarni , co jeszcze bardziej urealnia wilgotność powietrza, które się po prostu klei. Hotel, jeden z nielicznych rezerwowanych jeszcze z Polski, nie rozczarowuje z lubością delektujemy się ciepłą wodą , czystymi ręcznikami i pościelą, tak niewiele , a jak cieszy. Trochę zaskakuje nas pogoda, bo wieczorem mamy problem z dotarciem do odległej od hotelu o 50 metrów knajpki, tak leje ,

Negambo – woda 32 stopnie

deszcz mija szybko, ale niebo rozświetlają błyskawice, tak jakby Stwórca aparatem z fleszem robił zdjęcia całego Cejlonu. Następny dzień spędzamy na rozległej plaży , fundując sobie odnowę biologiczną. Korzystamy z okazji(faceci) i żeglujemy tradycyjnym wyspiarskim katamaranem, opalamy się powoli , delektujemy lokalnym Lion lager beer. Następuje mała zmiana w naszych planach, a właściwie w sposobie ich realizacji i zamiast podróżować pociągiem , w dalszą drogę ruszamy autobusem,najpierw do Kurunegala,

Kurunegala – centrum autobusowe świata

a później do Dambulla. Podróżowanie po Sri Lance, transportem publicznym jest fascynująco tanie, za bilety płacimy na całej trasie 6 dolarów… i tu uwaga nie na osobę ale za sześć osób, pokonujemy ok 140 kilometrów w 3,5 godziny, tematem odrębnej opowieści powinien być styl jazdy kierowców lokalnych autobusów, to trudno , opisać , tego trzeba doświadczyć, jednym słowem jest jak na rollercosterze,

Dambulla – Złota świątynia

co nie przeszkadza wszystkim podróżnym w zachowaniu pełnej pogody ducha. Jesteśmy i jak zwykle błyskawicznie odnajdują nas kierowcy tuk-tuków oferując swoja pomoc, są zawsze świetnie zorientowani w lokalnych atrakcjach, hotelach , cenach,warto się z nimi trochę potargować, ale też nie zrazić , bo mogą być naprawdę bardzo pomocni i przyjacielscy. Szybko wybieramy hotelik, trochę regenerujemy się i ruszamy „naszymi”tuk-tukami, do kompleksu Golden Tempel. Po minięciu nieco kiczowatego muzeum, do którego wchodzi się niczym w paszcze smoka,

Dumballa – Skalna świątynia

wspinamy się po kilkuset stopniach na szczyt wzgórza(są tacy , którzy wspinają się dwa razy-bo okazuje się , że kasy biletowe są na dole) , tu w pięciu skalnych świątyniach, podziwiać można świetnie zachowane malowidła, rzeźby Buddy, a także posągi królów lankijskich, dwie z grot są naprawdę przepiękne, sama lokalizacja grot oraz otoczenie robią duże wrażenie. Po zejściu na dół ,odwiedzamy jeszcze ogromna giełdę warzywną , największą na wyspie, dziesiątki ciężarówek wwożą i wywożą bardzo dorodne ,

Dumballa – szkolna wycieczka w świątyni

kolorowe warzywa, których uprawom sprzyja tutejszy klimat, robimy owocowe zakupy i wracamy do naszego hotelu. Wstajemy wcześnie rano, by jak najlepiej wykorzystać chłód poranka. Umówieni kierowcy tuk tuków, czekają już na nas , ruszamy do odległej o 15 kilometrów, niezwykłej fortecy-pałacu-Sigiriji. W piątym wieku n.e. na wznoszącej się 160 metrów ponad równinę skale, król Kassajapa (nie za bardzo dobry był ,najpierw pozbył się podstępem brata , a następnie zamordował własnego ojca,

Wszędobylskie małpki tylko czekają na naszą nieuwagę

ale wyobraźni trudno mu odmówić), zbudował (oczywiście nie on,ale 10 tysięcy niewolników) wspaniały pałac-cytadelę, jako materiał wykorzystano naturalne skalne głazy , oraz chyba miliony cegieł. Już samo przejście przez położone u podnóża skały , wodne ogrody robi niesamowite wrażenie, wszędzie baseny kąpielowe, fontanny, specjalne zbiorniki wyrównujące poziom wody oraz z finezją wykonane piękne płaskorzeźby. Wspinamy się wyżej, naprawdę nie jest łatwo,

Sigirija czyli lwie gardło

pokonujemy z dużym trudem,strome ceglane lub marmurowe bardzo nieregularne schody, podziwiając przy okazji pracę zawodowych pchaczy, czyli najczęściej młodych mężczyzn, którzy za opłatą pomagają co bardziej leciwym i nieradzącym sobie zwiedzającym w pokonywaniu kolejnych stopni. Wspinamy się kręconymi schodami, by podziwiać piękne freski , przedstawiające egzotyczne tancerki, prawdopodobnie królewskie nałożnice, bo ponoć Kassajapa sprowadzał dla siebie kobiety z całego świata,dla nich też chyba powstała lustrzana ściana,

Sigirija

by mogły się podziwiać i cieszyć swą urodą króla. Pokonując nasze zmęczenie i lęki docieramy do głównego wejścia , Pierwotnie by wejść do królewskiego pałacu położonego na szczycie skały trzeba było wejść dosłownie do gardła lwa-czyli właśnie po lankijsku Sigierji, współcześnie podziwiać można tylko ogromne lwie łapy, ich wielkość daje wyobrażenie o ogromie całej bramy. Przechodzimy między łapami lwa, pokonujemy ostatnie dziesiątki schodów i wreszcie docieramy na platformę , gdzie niegdyś mieścił się pałac. Widok ze skały na okolice , oraz naprawdę ciekawe założenie pałacowe wynagradzają trud wchodzenia.

Sigirija lwia łapa

Zejścia okazuje się dużo łatwiejsze, szybko docieramy na parking i już po chwili jedziemy na plantacje ziół , na Sir Lance(podobnie jak w Indiach) zioła wykorzystywane są do lecznictwa i do wykonywania masaży ajurwedyjskich. Bardzo dobrze przygotowany przewodnik , oprowadza nas po plantacji, ciekawie opowiadając o roślinach i ich właściwościach,dajemy się namówić na masaż-należy nam się, oraz dziewczyny dokonują zakupów różnych mikstur, które leczą wszystkie choroby i są dobre na wszystkie dolegliwości. My zadowoleni (bo kobieta szczęśliwa,to szczęśliwy facet) i pan zadowolony bo nas nieźle skasował i masujący zadowoleni,

Kamamiila zioło dobre na wszystko

bo dostali niezły napiwek, słowem wszyscy zadowoleni (swoją droga trudne to słowo, to zadowoleni,ech… a jak trudno wymówi). Ponieważ mamy jeszcze trochę czasu , przed safari po parku narodowym, prosimy o zawiezienie nas do lokalnej restauracji, okazuje się to trafieniem w dziesiątkę, próbujemy różnych lokalnych przysmaków z pikantnymi dodatkami, a po krótkim instruktarzu naszych pań w jadłospisie pojawi się zapewne nowy typ kawy- kawa podawana po polsku. Pakujemy się do dżipa , super maszyna , bardzo wygodna, siedzimy wysoko, wszystko widać, ruszamy w stronę parku narodowego. Na wyspie jest wiele parków (13 % powierzchni) ,

Kaudulla

każdy ma swoją specjalizacje , my zwiedzamy park Kaudulla, w którym żyje kilkaset słoni indyjskich. Kupujemy bilety wjazdowe do parku, pokonujemy coraz większe bezdroża iiii nic , mijają kolejne minuty , napięcie rośnie, powoli wkrada się rozczarowanie i zwątpienie, przecież to nie zoo i może dziś (dlaczego właśnie dziś) słonie powędrowały w inny rejon. Docieramy do jeziora i … są nie jeden , dwa,ale dziesiątki słoni , następne dwie godziny to obserwacja (z kilku metrów) słoniowych rodzin.

Srilanka – dzikie słonie w parku narodowym Kaudulla

Ciepłe , długie promienie słońca, mijają minuty , zapełniają się karty pamięci w aparatach i telefonach, obserwujemy w sumie pewnie ze 150 zwierząt,  jest cudnie, wygania nas w końcu zachód słońca , po nocnej jeździe tuk-tukami docieramy do hotelu, bardzo zmęczeni ale pełni wrażeń, to był fajny dzień. Następny dzień, to następne plany . Tym razem ruszamy autobusem w stronę Polonnaruwy (jazda autobusami ,może sama w sobie stanowić odrębną atrakcje) , to druga kolejności ze stolic Sir Lanki , rozległe miasto przez trzy stulecia (XI-XIV) było centrum panowania senegalskiej dynastii,

Węże tańczyły za 300 rupii

o świetności tego miejsca , świadczą majestatyczne ruiny pałacu i ogrodów królewskich, pozostałości pięknych świątyń, większość z nich jest do dzisiaj użytkowana przez mieszkańców wyspy, dlatego też większość miejsc zwiedzamy na boso, a piasek dzisiaj cholernie gorący, oj gorący. Mocno zmęczeni upałem, brniemy przez kolejne pagody, świątynie , pałace, place, stupy. Miejsce piękne lecz mogłoby być nieco chłodniej, powrotna ekscytująca jazda autobusem i jesteśmy w końcu w hotelu, po dwóch naprawdę pracowitych dniach należą nam się małe chwile relaksu, jutro ruszamy dalej w kierunku Kandy.

Categories: Indie - Srilanka 2017 | 3 Komentarze

Zobacz wpisy

3 thoughts on “Sri Lanka – Wyspa słoni

  1. Bodzio

    Pozdrawiamy z wiosennego Kołobrzegu i czekamy , papatki

  2. Dorota

    … no i w końcu doszukaliśmy się Wujaszka na zdjęciu 😉
    Wszystko wygląda po prostu bajecznie! Tylko pozazdrościć, tych wspaniałych widoków i pięknej pogody! 🙂 Czasami aż brak słów patrząc na zdjęcia…

    Pozdrawiamy całą przygodową ekipę i życzymy dalszych wspaniałych wrażeń 😀

  3. Monia

    Jak za kazdym razem swietnie sie czyta I zdjecia sa cudowne 😀 pozdrawiam serdecznie

Dodaj komentarz

Blog na WordPress.com.