Pociągi jeżdżące po Indiach , to temat na odrębny wpis. Brytyjczycy przez 100 lat zbudowali bardzo dobrze funkcjonującą sieć , każdego dnia na tory wyrusza 20 000 składów,a na kolei pracuje około 2 miliony kolejarzy. Podróżowanie koleją jest tanie , za 6 biletów i przejechanie ponad 300 km. płacimy równowartość obiadu czyli ok 100 zł. Można podróżować w 6 podstawowych klasach,my wybieramy sleepery , czyli miejsca leżące nieklimatyzowane,z sufitu solidnie wietrzą nas trzy wentylatory.
Zajmujemy swoje „ półki” ,”lekko” „przybrudzone betelem lustro,zmusza piszącego do poświecenia zużytej koszulki,,teraz mamy obicie jednej ściany w romby, turkot kół uspokaja, whisky dezynfekuje, ciekawi nas współtowarzysze podróży , częstują lokalnymi przysmakami.
Przez wagon przechodzą sprzedawcy napojów,różnego rodzaju przekąsek i wszystkiego co może potrzebować podróżny , naprawią ci klapki, zreperują zamek w torbie.
„Jedzie pociąg,mkną wagony, do Aurangabad wiozą nas „… docieramy prawie o północy, szybko organizujemy się z hotelem i jeszcze udaje się na rano dogadać samochód , który jutro ułatwi nam zwiedzanie Ellory i Aurangabad. Korzystając z chłodu poranka, przemierzamy 30 km , do kompleksu Ellora. W zboczach góry , pokolenia buddyjskich, hinduistycznych i dżinijskich mnichów, stukając zgodnie przez 5 stuleci, młotkami i dłutami wykuło 34 -groty, ulokowane w nich świątynie, klasztory są piękne, ale mega jest tylko jedna .
Ta najpiękniejsza to Kaljasanatha (nr 16)- indyjski Partenon, oszołamia bogactwem rzeźb i misterią zdobień. Na polecenie króla Kryszny w VII wieku, 7000 budowniczych , pracując 150 lat usunęło 200 000 ton skał, pracując bez papierowych planów i bez możliwości błędu , stworzyło arcydzieło, magia zadziałała – Kaljasanathe, cudne miejsce , wszystkie po niej były tylko takie sobie.
Wracając z Ellory zwiedzamy ruiny gigantycznej opuszczonej fortecy Daulatabad, następne tzw. mały Taj Majal.
Jest kuur….sko gorąco, tak pod 40 stopni,zajadamy się różnymi masalami, dosami, samosami, rotii i mkniemy na lokalne lotnisko, sprawnie transferujemy się do Bombaju , a po następnym godzinnym locie docieramy do najmniejszego stanu Indii, słowem lądujemy na Goa. Korzystając z rad kolegi z Kołobrzegu (Norbert dzięki) i jego rezerwacji -ciekawej rezerwacji, bo po dotarciu na miejsce , tak koło północy , mamy zająć otwarte, puste pokoje , docieramy na plażę w miejscowości Ajuna.
Wszystko się sprawdza, w tym kraju po prostu wszystko jest możliwe.
MIEJSCE JEST ŚWIETNE , gaj cudnych palm, posiadłość ogrodzona potężnym murem- płotem, a na wprost bezmiar oceanu, zachody i wschody słońca , fale przypływu i odpływu , miejsce jak z powieści.
Na Goa spędzamy trzy dni korzystając z ciepłych fal Morza Arabskiego, wspaniałej lokalnej kuchni, „tanich” alkoholi. Wypożyczmy skutery i zwiedzamy portugalskie pozostałości. Wspaniałe ,białe,okraszone ciemnym akwamarynem kościoły Panji, zawieszone w powietrzu knajpy, kolorowe tysiącem barw kramy marketu w Mapusa.
Trochę bardziej brązowi,trochę bardziej zakręceni,ruszamy w stronę Hampii… Plan jest prosty,najpierw taxi, do Mapusy następnie nocnym sypialnym autobusem do Hospet, wcześniej zrobić zakupy, bo każdy stan w Indiach posiada własne przywileje, na Goa (Portugalczycy przez 500 lat władali tym rejonem, i dopiero po 2 dniowej , bezkrwawej wojnie , Indie siłą przyłączyły ten stan ww 1961 roku) co dla nas ważne nie ma podatku centralnego i wszystko (również alkohole ) są tańsze i tu ponosimy porażkę, bo w tę sobotę są wybory i jest prohibicja …. oczywiście Polak potrafi, bogatsi o 2 butelki Imperial Blue Whisky, czekamy na pełnym kurzu i śmieci placu na spóźniony autobus, po małej półgodzinie przyjeżdża, jest nieźle, mamy podwójne łóżka zawieszone jedne nad drugim, rozlokowujemy się , rozkładamy szpargały i tu niespodzianka, bo po około 20 minutach , przesadzają nas na następny autobus , który trzęsąc i rzucając nami niemiłosiernie na zakrętach (chyba milion) po 12 godzinach dowozi nas do Hampi.
Dodatek specjalny
Hinduscy bogowie , chyba byli na nas trochę obrażeni, a swoją nieprzychylność skupili na Jacku, dopadły go wszelkie możliwe plagi „indyjskie”, a nawet zaatakowały miejscowe owady, pozostaje mieć nadzieję , że zwalczana wszelkimi sposobami klątwa minęła , bo są obawy o Jackową wątrobę.
Hej podróżnicy!!
Wyprawa jak widać znowu udana, wszystko piekne i te kolory…..
Więcej zdjęć prosimy…. tylko coś mało na nich wujaszka Waldusia widać! Za to ciocia Basia piekna jak zawsze 🙂
Pozdrawiamy całą ekipę z „pieknej” i nawet Bezdeszczowej Anglii 🙂
Dorota i Michaś
Cześć Dorotka
Wujaszek robi te zdjęcia więc niema mnie na zdjęciach , więc jak oglądacie fotki to ja zawsze jestem z drugiej strony.
Pozdrawiamy Anglię a zwłaszcza Dorti i Michaela
Całusy !!!